Artykuł pochodzi z: Budujemy Dom 6/2014

Wygodniej bez schodów

Aleksandra i Jan mieszkali w bloku, potem w segmencie, a obecnie w parterowym domu. Pod względem lokalizacji coraz bardziej oddalają się od miasta. Niedawno kupili nawet łemkowską chałupę ze spichlerzem na południu kraju i nie wykluczają, że za jakiś czas tam zamieszkają.


Jan wychował się w jednorodzinnym domu, więc od początku małżeństwa ciągnęło go do wyprowadzenia się z miejskiego bloku. Pierwsza przeprowadzka nastąpiła po 15 latach, po urodzeniu się młodszej córki. Para kupiła wtedy segment w podwarszawskim Piasecznie. Miał powierzchnię 240 m2 i ogródek, a kosztował tyle samo, co mieszkanie w stolicy o powierzchni 80 m2. To zdecydowało o jego wyborze. Tak się złożyło, że szeregowiec, który miał piękną lokalizację przy sadzie, znajdował się na ulicy o takiej samej nazwie, jak dotychczasowe mieszkanie. Część nowego adresu pozostawała więc taka sama. Jednak małżeństwo, po zaledwie 6 latach użytkowania lokum, postanowiło je opuścić. Mimo wysiłku, jaki włożyło w jego wykończenie.

Własny dom na działce pod lasem

Segment, który Ola i Jan kupili w stanie surowym, został przez nich naprawdę dopieszczony. Wydawało się, że posłuży rodzinie przez wiele następnych lat. Szybko okazało się, że chodzenie – z dzieckiem na ręku po 54 schodach między 4 kondygnacjami – jest ogromnie uciążliwe. Na dodatek intymne osiedle złożone z dwóch szeregowców, po wykarczowaniu sadu powiększyło się o wiele długich budynków.

 

Zrobiło się nieprzytulnie i ciaśniej, niż na Ursynowie – wyjaśnia Ola. – Kropla goryczy przelała się, kiedy niosąc na ręku młodszą córeczkę, spadłam ze schodów. Bardzo się potłukłam, chroniąc dziecko. Po tym zdarzeniu poszukaliśmy działki i zdecydowaliśmy się zbudować jednorodzinny dom. Trafiliśmy na nią z ogłoszenia na płocie, jakie ujrzeliśmy w czasie objazdu okolicy. Miała maksymalną wielkość, jaką byliśmy skłonni kupić, idealny układ w strony świata oraz sąsiedztwo kilku domów jednorodzinnych.

 

Zauroczyło nas jej położenie – przy krótkiej piaszczystej ulicy, w pewnej odległości od wsi, ale szczęśliwie w przystępnej odległości od przystanku autobusowego i sklepów. Opierała się o las, o statusie parku krajobrazowego, więc liczyliśmy na ochronę przed masowym budownictwem. Dla takiej lokalizacji byliśmy skłonni znosić dalekie, bo trzydziestokilometrowe, dojazdy do pracy.

 

Wiedzieliśmy, w jaki sposób poradzimy sobie z brakiem kanalizacji i gazu na działce z dostępem jedynie do sieci elektrycznej i wodociągowej. Był to czas, kiedy uważano, że instalacje gazowe w domu mogą nieść zagrożenie zatruciem lub wybuchem, więc nie uznawaliśmy tego braku za wadę tego terenu. Woleliśmy zaprojektować dom, w oparciu o ekologiczne rozwiązania.

 

Spora odległość od Warszawy oraz brak niektórych mediów sprawiły, że ziemia kosztowała 100 000 zł. Kupiliśmy ją, korzystając z kredytu. W podobny sposób sfinansowaliśmy budowę, tyle że na wyposażenie domu przeznaczyliśmy również część środków ze sprzedaży segmentu. Moim zadaniem był wybór projektu, natomiast mąż zajmował się organizacją budowy. Wybrałam projekt, do którego nie musiałam wprowadzać wielu zmian. Wierzyłam w siłę pomysłu autorki projektu.

Lilianna Jampolska

Pozostałe artykuły

Prezentacje firmowe

Poradnik
Cenisz nasze porady? Możesz otrzymywać najnowsze w każdy czwartek!