Glamour

Teatralny, przesadzony, luksusowy na niby, niemal bazarowy. To wszystko prawda. Jednak styl glamour potrafi nieźle czarować, dlatego wybaczamy mu wszystkie wady i trwając w zachwycie nie pozwalamy mu odejść.

Glamour
Stylistyka glamour nie pojawiła się, by pozostawać w cieniu. Lubi błyszczeć i być w centrum uwagi. To estetyka olśnienia i demonstracyjnej dekoracyjności, bogata, ekstrawertyczna, niemal krzykliwa. Narodziła się jako odpowiedź na surową dyscyplinę funkcjonalizmu, stając się sposobem odreagowania rygoru form i kolorów. Motywem przewodnim jej współczesnych interpretacji jest indywidualizm – potrzeba dobitnego zaznaczenia własnej odrębności.

 

Z angielskiego glamour oznacza przepych, splendor, blask – nie boi się połysku i rozmachu. Upaja się lustrzanymi refleksami, miękkością pikowanego aksamitu, błyskiem srebra i złota, migotaniem kolorowego szkła i kryształów. Choć częściej niż inne style ociera się o kicz, przed popadnięciem w karykaturalny banał chroni go poczucie humoru; ci, którzy się na tę spektakularną estetykę decydują, często traktują ją z lekkim przymrużeniem oka. I właśnie ten brak dosłowności jest jej siłą. Aranżacja w stylu glamour przypomina trochę kurtkę z imitacji krokodylej skóry – niby sztuczna, ale przecież czujemy się w niej jak w żadnej innej. Efektownie i wyjątkowo.

 

Bądźmy jednak sprawiedliwi — ten widowiskowy styl nie jest nieokrzesany, bowiem szuka inspiracji w architekturze i sztuce baroku, ale także w negującym minimalizm postmodernizmie, a nawet w latach 80. ubiegłego wieku, opanowanych przez subkulturę disco. Stąd międzyepokowe zestawienia: rzeźbione ludwikowskie fotele obok cekinów, tradycyjne pikowane sofy w towarzystwie awangardowych lamp i nowoczesnej grafiki.

Pozostałe artykuły