Ściany, dach i okna o bardzo dobrej izolacyjności cieplnej to chyba pierwsze skojarzenie z energooszczędnym domem. Nic w tym dziwnego, bo związek pomiędzy jakością przegród zewnętrznych oraz stratami ciepła rozumiemy intuicyjnie – lepsza lub grubsza izolacja to mniejsze rachunki za ciepło.
Jednak trzeba wyraźnie zaznaczyć, że w poprawianiu ścian, podłóg, dachów i okien też jest pewna granica rozsądku. Samym dołożeniem kolejnej warstwy styropianu nie zrobimy energooszczędnego domu. Dlatego myślenie wyłącznie w kategoriach "czy warto pogrubić izolacje ścian o kolejne 5 cm?" może nas sprowadzić na manowce. Dom tworzy pewną całość i wszystkie jego elementy wpływające na zużycie energii powinny być rozsądnie dopasowane – co nam przyjdzie z bardzo ciepłych ścian, gdy więcej ciepła ucieknie przez okna z najniższej półki, a do tego jeszcze wadliwie obsadzone?
Z kolei już w domu o powierzchni użytkowej ok. 150 m2, z nieco ponadstandardową izolacją ścian na poziomie 0,20 W/(m2·K), oraz oknami 1,0–1,2 W/(m2·K), to nie przez przegrody ale wentylację grawitacyjną ucieknie nawet ponad połowa ciepła. Dlatego nasz standard energetyczny planujmy z głową, licząc koszty i sprawdzając, czy wybraliśmy najefektywniejszy sposób rozdysponowania pieniędzy na budowę.
Redakcja BD
fot. ZCB Owczary