(fot. Komfort) |
Pamiętajmy, że kolor, który jednego drażni, innego pozytywnie pobudza. Odcień w niewielkiej dawce działający jak ożywcza witamina, w dużym natężeniu może przytłaczać, budzić irytację albo po prostu męczyć. Barwa, która w jasnym, dobrze doświetlonym pokoju od południa wprowadza harmonię i „uspokaja” aranżację, w niewielkim pomieszczeniu z niedoborem światła dziennego może zadziałać jak silny depresant. A przecież są jeszcze połączenia: kolory działają na siebie wzajemnie w sposób czasem zupełnie nieoczekiwany. Zatem do dzieła – przydadzą się pędzle, wałki, próbki farb i wiele wyobraźni!
Z wentylem bezpieczeństwa
Tym, którzy nie lubią eksperymentów lub po prostu nie mają na nie czasu, polecamy biel i gamę odcieni off white – szarości, kremy, rozbielone beże. To bezpieczna baza – doskonałe podłoże dla pomysłów mniej ryzykownych, a przynoszących czasem spektakularne efekty. Jednolicie jasne wnętrze staje się areną, na której indywidualne popisy zyskują na sile wyrazu. Na takim tle każdy ciemny element będzie lepiej widoczny, a jego forma zostanie uwypuklona. Dlatego często wybieramy biel jako tło dla aranżacji tradycyjnych, w których pierwsze skrzypce grają finezyjne formy krzeseł, eleganckie meandry żyrandoli i kinkietów, obrazy w rzeźbionych ramach, a nawet ozdobne końcówki karniszy.
Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym "Wnętrza 2012"