Artykuł pochodzi z: Budujemy Dom 06/2007

A mnie się marzy kurna chata...

Ustawione w żołnierskim szyku domy w Klonie, wspominają dawne, dobre czasy, kiedy otaczała je wiekowa, kurpiowska puszcza Mazurskie bezdroża. Najpierw las, potem... też las. Dalej pola, łąki, błotnista o każdej porze roku droga i wreszcie jest! Stary, drewniany dom cieszy swą urodą, dziś mieści się tu oberża „Pod psem”. On miał szczęście; wychuchany, wydmuchany, otoczony...

Ustawione w żołnierskim szyku domy w Klonie, wspominają dawne, dobre czasy, kiedy otaczała je wiekowa, kurpiowska puszcza
Mazurskie bezdroża. Najpierw las, potem... też las. Dalej pola, łąki, błotnista o każdej porze roku droga i wreszcie jest! Stary, drewniany dom cieszy swą urodą, dziś mieści się tu oberża „Pod psem”. On miał szczęście; wychuchany, wydmuchany, otoczony tajemniczością i ciepłem, cieszy swą urodą gości Kadzidłowa

„Zamieszkasz w drewnianym domu
i dobrze Ci będzie w nim.
Pudło z sosnowych belek.
Na belkach żywiczne sęki.
Las pod werandę podejdzie
na wyciągnięcie ręki.
Wieczorem w niebieskie smugi
na polu ułoży się dym.”
(Jerzy Zagórski, z tomu „Wyprawy”)

 

Od redakcji
W różnych zakątkach świata, np. w Danii, w dzielnicy prostytutek z czasów Andersena, widywaliśmy całe dzielnice domków bardziej niż skromnych, budowanych sto, dwieście i więcej lat temu, malutkich, bez wygód, z sufitem wprost nad głową, w których zamieszkać jest bardzo trendy i kosztuje to nie małe sumy. Może i w Polsce niedługo stara drewniana, a do tego stylowa chałupa będzie warta bajońskie sumy...

Wszędzie na ziemiach polskich, przez długie wieki odciętych od pobocznych wpływów kulturowych spotykamy identyczne motywy konstrukcyjno-zdobnicze. Na Kurpiach, Pomorzu, Śląsku, Wołyniu, wszędzie tam, gdzie tylko lud polski zamieszkiwał, możemy spotkać węgłowe cięcia bali „w zrąb”, daszki nakrywające wierzchnią belkę ściany szczytowej wsparte na „rysiach”, zastrzały w drzwiach i bramach tzw. „psy” albo „mieczyki”. „Pazdury”, „szparogi” albo „koniki” krzyżujące się na licu szczytowym dachu, ściany szczytowe szalowane w „słoneczka” i „pierożki”, nie są tylko cechą charakterystyczną budownictwa Podhala, ale całej Polski.

 

Ozdobne wykończenia okien, z otworami w kształcie serc i motywów kwiatowych, nie są zarezerwowane tylko dla okolic górskich, można je spotkać nawet na Wybrzeżu, w niemieckiej architekturze międzywojnia, która w miejscowościach wypoczynkowych charakteryzowała się wyjątkową mieszanką stylów. Do dziś drewniane domy szczycą się wykończeniami, których charakter wskazuje na bawarskie lub tyrolskie pochodzenie pierwszego właściciela albo projektanta, nawet murowane kamienice, które należały najprawdopodobniej do bogatych mieszczan miały drewniane wykończenia werand i ganków.

 

Nie wszystkie stare, drewniane domy miały szansę przetrwać do dziś. Zapomniane, pozostawione samym sobie, skłaniają dach ku ziemi. Chęć polepszenia warunków bytowych ludzi miast i wsi odsunęła w niepamięć małe, drewniane chałupy i pozwoliła, żeby popadły w ruinę. Tak też było z mazurskimi chatami, których większość, po kilku falach emigracji mieszkańców „za chlebem”, uległa zapomnieniu. Wzbogaceni za oceanem Mazurzy nie chcą mieszkać w skromnych chatach, które przypominają im czasy biedy i niedostatku, wolą postawić nowe, okazałe i wygodne domy świadczące o dobrobycie. Są jednak ludzie, którzy kochają stare, drewniane mazurskie chaty, ratują je i przywracają im dawną świetność. Dzięki staraniom państwa Danuty i Krzysztofa Worobców, pasjonatów i miłośników tutejszej architektury, udało się ocalić kilka domów, które dziś tworzą osadę kulturową wsi mazurskiej.

 

Drewniane, walące się chaty wynalezione gdzieś w mazurskich zakamarkach zostały rozebrane, przeniesione do Kadzidłowa i tu złożone. To co inni uważaliby za szaleństwo, lub skazali na niepowodzenie już na samym początku, okazało się wspaniałym przedsięwzięciem. Najpierw udało się zrekonstruować dom, w którym dziś mieści się oberża państwa Worobców „Pod psem”, a później dwa budynki gospodarcze i piękną chałupę podcieniową. Oberża jest dziś jednym z najbardziej klimatycznych miejsc na Mazurach. Mieszkańcy Warszawy potrafią jechać trzy godziny ze stolicy, żeby w mazurskiej głuszy zjeść niedzielny obiad.

 

We wnętrzu oberży panuje niepowtarzalny klimat: mnóstwo tu starych mebli, sprzętów codziennego użytku, unosi się zapach chleba i przypraw. Żeby zachować naturalny charakter domu gospodarze zrekonstruowali, lub odrestaurowali oryginalne drewniane elementy konstrukcyjne: podłogi, sufity, schody, drzwi i ramy okienne. Ciekawostką są gliniane tynki, które do złudzenia przypominają gładź! Pomalowane na odważne, wesołe kolory ściany rozświetlają pomieszczenia i optymistycznie nastrajają gości. „Są miejsca, do których biegnie się nawet we śnie”, oberża jest właśnie takim miejscem, do którego pobiegnę jeszcze nie raz; obiecałam to kotom i psu Irtyszowi, którego sylwetka widnieje na szyldzie przy drodze.

Katarzyna Lewańska-Tukaj


Pobierz wersję pdf: A mnie się marzy kurna chata...

Pozostałe artykuły

Prezentacje firmowe

Poradnik
Cenisz nasze porady? Możesz otrzymywać najnowsze w każdy czwartek!