Artykuł pochodzi z: Budujemy Dom 09/2007

Życie na plusie

Historię tej budowy już znamy – opisaliśmy ją dla Państwa w jednym z ubiegłorocznych numerów BD. Co zmieniło się od tamtej pory? Które wybory sprawdziły się, a jakie nie zdały egzaminu? Czy ujawniły się nowe mankamenty, a może – przeciwnie – ukryte zalety mieszkania „na swoim”? Oddajmy głos gospodarzom. Coraz bliżej… Agnieszka i...

Historię tej budowy już znamy – opisaliśmy ją dla Państwa w jednym z ubiegłorocznych numerów BD. Co zmieniło się od tamtej pory? Które wybory sprawdziły się, a jakie nie zdały egzaminu? Czy ujawniły się nowe mankamenty, a może – przeciwnie – ukryte zalety mieszkania „na swoim”? Oddajmy głos gospodarzom.

Coraz bliżej…

Agnieszka i Piotr, właściciele posesji malowniczo położonej pomiędzy sosnowym lasem a uprawnymi polami, przyznają, że z początku trochę obawiali się odległości od Warszawy; w ich przypadku to 30 km, a więc niemało. Dziś zgodnie twierdzą, że nie było czego się bać. Wraz z sympatycznymi rodzinami z kilku nowych domów w sąsiedztwie tworzą tu ukryty wśród sosen mikrokosmos; najważniejsze, że do przyjaciół jest blisko.

 

Dystans do miasta z miesiąca na miesiąc maleje – twierdzi Agnieszka – za to zalet lokalizacji jest wiele. Otoczenie jest piękne: z jednej strony puszcza, z drugiej… żniwa. A Piotr dodaje, że standard okolicy w szybkim tempie się podnosi: Z jednej strony ruch na najbliższej asfaltówce stopniowo się nasila, ale z drugiej – droga jest coraz lepsza. Odkąd się wprowadziliśmy, przeszła solidny remont. Wójt dba o interesy mieszkańców gminy: niedługo będziemy mieć nawet chodnik do pobliskiej wsi. Dojazdy oczywiście kosztują, ale jest to koszt skalkulowany, który wzięliśmy na siebie świadomie; trudno go uznać za minus.

 

Czteroosobowa rodzina bardzo lubi spędzać czas na dworze – ogród o powierzchni 1000 m2, który w dodatku błyskawicznie pnie się w górę, z pewnością nie jest zbyt duży, ale dodatkowym atutem jest wybiegany wreszcie pies i spacery, na które właściciele zabierają go dla przyjemności, a nie pod „blokowym przymusem”.

Skrojony na miarę

Projekt domu został wyłoniony drogą skrupulatnej selekcji, ponieważ usytuowanie parceli było bardzo nietypowe: wjazd od wschodu i przebiegająca kilkaset metrów dalej dość ruchliwa ulica od południa sprawiły, że na rekreacyjną część działki, łącznie z tarasem, należało przeznaczyć jej stronę północną. Prowokowały do tego także widoki, od północy bezkresne i malownicze.

Po długich poszukiwaniach inwestorzy znaleźli wreszcie dom, który udało się korzystnie „rozlokować” w terenie. Atutem projektu był wysunięty do przodu garaż, który obecnie domyka prywatną strefę wizualnie, stanowiąc przy tym barierę dla szumu przejeżdżających nieopodal aut. I z usytuowania domu na działce, i z samego projektu jesteśmy bardzo zadowoleni; w praktyce okazały się optymalne – mówią gospodarze – Garażowi, który przedłużyliśmy o 1 m, nie zaszkodziłoby wprawdzie przedłużenie o kolejne 50 cm, ale i tak jest wystarczająco pojemny.

Wykończyliśmy poza tym strych nad poddaszem, więc zapas powierzchni magazynowej mamy na szczęście ogromny. Doskonale sprawdza się liczba, układ i wielkość pomieszczeń (salon, kuchnia z jadalnią, gabinet, trzy sypialnie i dwie łazienki), idealnie dopasowany do potrzeb naszej rodziny. Zmiany, których intuicyjnie dokonaliśmy, również okazały się trafione.

Architekt, chcąc możliwie powiększyć gabinet, wcisnął jego część pod górny bieg schodów; my się z tego wycofaliśmy: gabinet – wykorzystywany głównie jako gościnna sypialnia i pokój telewizyjny – jest mniejszy, ale kształtny i ustawny, a niezabudowana klatka schodowa nie wywołuje klaustrofobii. Mimo braku doświadczenia udało nam się też poprawić poważny błąd w projekcie: nad schodami nie przewidziano naturalnego doświetlenia. W porę to zauważyliśmy i wstawiliśmy okno połaciowe, które bardzo efektywnie oświetla schody, hol na parterze i podest poddasza. Generalnie – dom jest jak szyty na miarę: nie za mały i nie za duży. No, może poza jednym elementem…

Taras nad poziomy

… bo o nim mowa, wyszedł nieco inaczej, niż planowali. Jego betonowa, nieco monumentalna forma przerosła nasze wyobrażenia – śmieją się Agnieszka z Piotrem – no i wykończenie nawierzchni pochłonie majątek w postaci prawie 40 m2 płytek. Ponieważ teren akurat w tym miejscu ma lekki spadek, a dom posadowiony jest dość wysoko, również poziom tarasu siłą rzeczy wyrósł ponad oczekiwania. Gdybyśmy planowali go dzisiaj, z pewnością wyglądałby inaczej – mówią oboje – Pomyślelibyśmy raczej o tarasie ziemnym, utwardzonym kostką lub płytami łupanego kamienia; taki można łatwiej wkomponować w otoczenie. Jego obrys nie musi być regularny, a różnicę poziomów łatwiej zniwelować, dzieląc go np. na kilka podestów na różnej wysokości.

 

Prace nad asymilacją tarasu już trwają. Od zachodu, gdzie uskok jest najwyższy, ograniczyła go drewniana kratka, po której wspinają się rośliny. Od północy gospodarze obsadzili jego brzeg krzewami – gdy podrosną i zgęstnieją, zagubi się w nich ostra krawędź betonowej płyty. Żartują nawet, że pod tarasem można „wydłubać” rodzaj piwniczki gospodarczej – wystarczy wykuć w jego bocznej ścianie otwór i wydobyć ziemię. Solidna zbrojona płyta tarasowa na pewno wytrzyma.

 

Pełny artykuł w PDF: Życie na plusie

Pozostałe artykuły

Prezentacje firmowe

Poradnik
Cenisz nasze porady? Możesz otrzymywać najnowsze w każdy czwartek!