Instalacja alarmowa w domu jednorodzinnym to już w zasadzie standard. Jednak najczęściej obejmuje ona tylko wnętrze budynku. W efekcie, nawet jeśli uruchomiony alarm spłoszy złodzieja, to i tak zdąży on narobić szkód. Na przykład naprawa zniszczonych drzwi tarasowych to poważny wydatek. Ponadto sama świadomość, że w naszym domu był intruz burzy poczucie bezpieczeństwa.
Można tego uniknąć, tworząc wokół budynku dodatkowe strefy bezpieczeństwa, obsługiwane przez system alarmowy. Najczęściej to:
- ochrona obwodowa, czyli sygnalizacja prób sforsowania ogrodzenia;
- ochrona zewnętrzna, gdzie czujki obejmują swym zasięgiem pas o szerokości np. 1 m wokół budynku oraz podjazd i ścieżkę od furtki do drzwi.
Dzięki temu zostaje wykryty każdy intruz dopiero zbliżający się do domu. Istotną zaletą jest to, że po włączeniu alarmu zewnętrznego – sami możemy poruszać się wewnątrz budynku. Działanie systemu nie ogranicza więc normalnej aktywności mieszkańców.
W linii ogrodzenia
Czujniki wstrząsowe Tego rodzaju detektory montuje się na ogrodzeniu, w odstępach ok. 3 m, zwykle na słupkach, ogrodzeń z metalowych paneli, siatki itp. Próba sforsowania ogrodzenia wprawia je w wibracje i wówczas reaguje alarm.
Bardzo ważne jest odpowiednie skalibrowanie czułości urządzeń. System musi rozpoznawać zarówno siłę wstrząsu, jak i częstotliwość drgań. Inaczej ciągle będą nas nękać fałszywe alarmy, zaś te akcesoria staną się w praktyce bezużyteczne. Alarmu nie powinny wywoływać małe zwierzęta (np. koty), wiatr, padający deszcz ani grad. W najbardziej zaawansowanych systemach są nawet specjalne moduły rozpoznające efekt działania tych czynników i zapobiegające niepotrzebnemu zadziałaniu alarmu. Takie moduły to czujniki wiatru i deszczu, zbierające sygnały, oraz układy elektroniczne, analizujące dane i komunikujące się z centralą. Efektem ich działania jest samoczynne, szybkie dopasowanie czułości detektorów.
Jarosław Antkiewicz
fot. Satel