Kiedy Mira wkroczyła w wiek 50+, musiała podjąć poważne życiowe decyzje dotyczące miejsca zamieszkania na dalszy okres życia. Mądrze wybrała projekt i starannie pokierowała budową. Choć wcześniej mieszkała w wielokondygnacyjnych domach (np. ostatni, który zajmowało kilka pokoleń rodziny, miał 700 m2), teraz postawiła parterowy, o małych gabarytach i z nieskomplikowaną bryłą, który wyposażyła w instalacje przyjazne dla domowego budżetu.
Nauka zebrana z poprzednich siedzib nie poszła w las! Efekt – roczne opłaty za utrzymanie budynku wynoszą jedynie 3802 zł, przy czym bryła zawiera wszelkie potrzebne trzem osobom pomieszczenia, czyli połączoną strefę dzienną z wyjściem na zadaszony taras, trzy sypialnie i dwie łazienki.
Pod dwuspadowym dachem zmieścił się również garaż oraz obszerna kotłownia z pralnią i wyjściem do ogrodu. Dom jest wygodny i tani w utrzymaniu – obecnie, gdy właścicielka mieszka w nim jeszcze z synami i nadal taki będzie, gdy w przyszłości pozostanie w nim sama. Bez skomplikowanych rozwiązań konstrukcyjnych jego wznoszenie odbyło się szybko (w rok) i niedrogo (do stanu obecnego Mira wydała 450 000 zł).
BUDOWANIE Z MYŚLĄ O JESIENI ŻYCIA
Właścicielce najbardziej zależało na uniknięciu w nowym domu doskwierających na co dzień wad i niedogodności z poprzednich miejsc zamieszkania, czyli m.in. chodzenia po piętrach, sprzątania wielu pomieszczeń. Przeszkadzały jej również widoczne gołym okiem niedoróbki wykonawcze.
– Trzydzieści i więcej lat temu budowlańcy przykładali mniej wagi do jakości prac – mówi Mira. – Często doświadczonemu fachowcowi pomagali przyuczeni do zawodu pomocnicy, którzy nie byli za bardzo doświadczeni i dokładni. Krzywe ściany to wady wielu starych domów. Z moich poprzednich źle wspominam instalacje elektryczne, bo elektrycy ciągnęli je wszędzie schematycznie, a nie – jak obecnie – na potrzeby konkretnego pomieszczenia i umeblowania. Podczas mojej budowy, prawdopodobnie ostatniej w życiu, kładłam nacisk właśnie na solidność i precyzję.
Lilianna Jampolska