Artykuł pochodzi z: Budujemy Dom 4/2012

Wybieramy architekta

Zamówienie projektu indywidualnego jest ze strony inwestora aktem dużej odwagi. Natomiast decyzja o wykorzystaniu projektu katalogowego... Kto wie, czy nie wymaga odwagi jeszcze większej!

Wybieramy architekta
(fot. Wojciech Kryński)
Marek Żelkowski: Ten warszawski dom jest chyba doskonałym przykładem potwierdzającym tezę, że w pewnych sytuacjach projekt indywidualny to dla inwestora jedyne dobre wyjście?

 

Mirosław Jednacz: Myślę, że tak. Budynek musiał stanąć na dosyć wąskiej działce, wśród zabudowy istniejącej już na sąsiednich posesjach. Ryzyko związane z próbą wpasowania tam projektu katalogowego byłoby zatem spore. Ale jeśli nawet udałoby się w końcu znaleźć coś, co na pierwszy rzut oka wydawałoby się odpowiednie, to i tak istniało duże niebezpieczeństwo porażki. Ilość rozmaitych kompromisów, jakie należałoby podjąć doprowadziłaby, moim zdaniem, do tego, że rozwiązanie oparte na projekcie gotowym nie spełniłoby prawdopodobnie oczekiwań właściciela. Zaprojektowałem zatem dom nowoczesny, ale… nowoczesny z umiarem. W każdym razie znam domy znacznie bardziej naszpikowane niezwykłymi rozwiązaniami technologicznymi oraz konstrukcyjnymi. Bryła budynku, o którym rozmawiamy, jest nowoczesna, ale w zasadzie oparta o rozwiązania dosyć tradycyjne.

 

Sporo przeszkleń...

 

Tak, ale... To po prostu duże okna. Nie pojawiają się wielkie, całościenne tafle szkła lub jakieś inne przejawy ultranowoczesności. Dom jest dosyć duży. Łącznie z wygodnym dwustanowiskowym garażem ma ponad 400 m2. Sporo, ale to żaden kolos. W Polsce realizowanych jest wiele znacznie większych budynków jednorodzinnych. Jak już wspomniałem, lokalizacja domu stwarzała sporo ograniczeń i stawiała przede mną trudne zadanie. Wąska i w sumie niewielka działka… Dom sąsiada tuż przy granicy, jakby oczekujący na doklejenie bliźniaka. Trzeba było się jakoś do tego odnieść.

 

Podobnie jak do gęstej zabudowy jednorodzinnej na innych działkach. Moim podstawowym zadaniem było stworzenie w tych warunkach intymności, jaka powinna towarzyszyć mieszkaniu w domu. Z drugiej strony... Należało to jakoś pogodzić z tym, że budynek miał stanąć w Polsce, gdzie w porze jesienno-zimowej jest mało światła. Praktycznie przez pół roku egzystujemy w szaroburym ponurym środowisku krótkiego dnia. Warto zatem stosować duże przeszklenia, aby wpuszczać do domu jak najwięcej światła.

 

Trzeba przyznać, że punkt startu nie był dla Pana łatwy.

 

Owszem! A dodatkowe utrudnienie polegało na tym, że budynek sąsiada, z którym musiał stykać się nowo projektowany obiekt, miał dosyć tradycyjną formę. Tymczasem życzenie mojego klienta było jasne – jego dom ma być nowoczesną bryłą. Moim zadaniem było więc takie połączenie obu obiektów, aby jeden nie zdominował drugiego. Chodziło też o to, aby walor estetyczny nowego domu nie był obniżony przez „quasi-bliźniaka”.

Z architektem Mirosławem Jednaczem rozmawia Marek Żelkowski

Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym miesięcznika Budujemy Dom 4/2012

Pozostałe artykuły

Prezentacje firmowe

Poradnik
Cenisz nasze porady? Możesz otrzymywać najnowsze w każdy czwartek!