Anna i Jarek celowo szukali
gotowego projektu domu, który był
już wielokrotnie realizowany przez
innych. Chcieli poznać opinie
użytkowników, obejrzeć jego
wizualizacje albo dom w naturze,
sprawdzić wszelkie zastosowane rozwiązania
budowlane i układ wnętrz.
Nie odstraszał ich fakt, że zamieszkają
w domu powielanym, bo ważniejsze
od tego były względy funkcjonalne.
Front domu skierowany jest na zachód. Podniesienie ścianek kolankowych
nie zachwiało bryły budynku. Właścicielom zależało na utrzymaniu parterowego
wyglądu domu. Pod okapem dachu zastosowali opaskę w kolorze blachodachówki,
która optycznie obniża ściany. Wydłużyli okapy i nie zwiększyli kąta dachu
Kiedy Anna i Jarek zdecydowali się pozostać w stolicy, bo mieli
tu stałą i lubianą przez siebie pracę, postanowili zbudować dom,
korzystając z kredytu hipotecznego. Dłuższe wynajmowanie
mieszkania w bloku było po prostu nieekonomiczne.
Ładna działka, zgodni sąsiedzi
Szukali działki na południe od Warszawy. Oboje pochodzą
z Dolnego Śląska, więc w ten sposób zapewniali sobie krótszy
dojazd w rodzinne strony. Podobnie myśleli również o codziennej
komunikacji między przyszłym domem a pracą i szkołą dla dzieci.
– Przez pół roku penetrowaliśmy podwarszawskie okolice,
szukając miejsca do osiedlenia się – mówi pan Jarek. – W końcu
kupiliśmy działkę za 48 000 zł (łącznie z opłatami notarialnymi
kosztowała 52 000 zł) i w odległości 24 km od mojego miejsca
pracy. Ówczesny czas przejazdu do miasta zajmował mi zaledwie
20 minut. Żona miała szansę zatrudnić się blisko domu. Do zakupu
działki zachęciła nas przystępna cena, ładne widoki, a co najważniejsze, brak innych domów tuż za siatką. Te zalety w dużym
stopniu równoważyły braki w uzbrojeniu ziemi.
– Kiedy trafiliśmy w to miejsce, bardzo przyjaźnie przywitała
nas pani Lucynka, obecna sąsiadka z początku ulicy – dodaje
pani Ania. – Od razu naświetliła warunki życia w tej okolicy. Jako
niedawna mieszkanka Warszawy, która z mężem przeniosła się
na wieś, była dla nas wiarygodna. Od niej dowiedzieliśmy się, że
mieszkają tu wspaniali ludzie. Wspólnie z nimi organizowała przyłączanie
niezbędnej infrastruktury. Kiedy kupowaliśmy działkę,
miała już wodociąg i właśnie kończono projekt przyłączenia elektryczności
do naszej ulicy. Spodobało nam się, że przyszli sąsiedzi
są energiczni i potrafią się wzajemnie dogadać.
Po podziale kosztów między kilku sąsiadów, Anna i Jarek za przyłącze
wodociągowe do działki zapłacili jedynie 3200 zł. Droższe okazało
się przyłączenie elektryczności – 6000 zł, ponieważ ówczesne
przepisy nakazywały najpierw wybudowanie przez użytkowników
na własny koszt odnogi sieci, a potem zrzeczenie się jej na korzyść zakładu
energetycznego (obecnie te przepisy już nie obowiązują). Część
kosztów, dzięki sympatycznej sąsiadce, udało się później odzyskać!
Dopilnowała, żeby następni budujący się zwrócili koszty przyłączy
tym, którzy je wcześniej ponieśli. Nikt nie zaprotestował.
Lilianna Jampolska
Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym miesięcznika Budujemy Dom 6/2012