Małgosia i Krzysztof kupili podmiejski dom głównie dla ogrodu, nie dla samego posiadania domu. Jeszcze 7 lat temu zadawalała ich uprawa roślin ozdobnych na balkonie w bloku, jednak to się zmieniło, kiedy złapali ogrodniczego bakcyla. Balkon okazał się za mały do pełniejszego realizowania się w nowym hobby. Jako że znajdował się w mieście, siłą rzeczy brakowało w nim również intymności i ciszy.
Wkrótce para znacząco powiększyła przestrzeń upraw. Zakupiony dom stoi w ogrodzie, który zajmuje powierzchnię 800 m2 (po odliczeniu powierzchni zabudowy, tarasu, podjazdu do garażu). Celowo wybrała miejsce przylegające do pół i łąk. Strefa wypoczynkowa ogrodu jest naprawdę cicha i roztaczają się z niej szerokie widoki na okolicę. Nic więc dziwnego, że właściciele zorganizowali na działce kilka miejsc do odpoczynku – jednym z nich jest duży narożny taras przy domu, drugim – plac z pergolą, położony na krańcu działki, tuż przy polach. Zanim to jednak nastąpiło, przeszli przez okres błędnych decyzji, związanych z zagospodarowywaniem ogrodu. Skończyło się typowo – wiele prac trzeba było powtórzyć. Dobre chęci i zapał nie wystarczyły, żeby okiełznać grunt z wysoko zawieszonymi wodami podskórnymi.
Kosztowna droga na skróty
Krzysztof, który jest pomysłodawcą posiadania ogrodu, przyznaje, że z braku doświadczenia już w pierwszym roku zignorował poważne sygnały, jakie dawała natura.
Lilianna Jampolska