Styl holenderski

Choć praktyczne, wyglądają niczym obrazy dawnych mistrzów. Wnętrza w stylu holenderskim łączą współczesną funkcjonalność z nostalgią za epoką późnego renesansu i baroku - czasem rozkwitu ojczyzny kupców i żeglarzy.

Bez krzykliwych dekoracji, nadmiaru ornamentów, kalejdoskopu kolorów... Za to z dużym udziałem fantazji. Holendrzy to indywidualiści; naród podróżników i odkrywców przez lata wypracował styl, który podziwiają i z upodobaniem naśladują miłośnicy designu na całym świecie. Ale skoro mieszkańcom niewielkiego kraju nad Morzem Północnym za wzór służą płótna Bruegela, Vermeera i Rembrandta, nie ma czemu się dziwić.

Tu tradycja przenika się z awangardą w sposób naturalny, niewymuszony i pełen subtelności, a kluczowe znaczenie dla budowania nastroju mają dwa czynniki: światło i kolory. Wszak Holandia to nie Włochy; pogoda jest tu kapryśna, a słońce często chowa się za mgłą. Mimo to mieszkańcy Amsterdamu, Utrechtu i Goudy we wnętrzach wystrzegają się feerii jaskrawych barw, jakby światło słoneczne chcieli mieć pod kontrolą. Nawet pomarańczowy - barwa narodowa – nie należy do ich podstawowej palety. Tworzą ją tony przełamane, mgliste, lekko przygaszone: nostalgiczne szarości, gołębie błękity, zgniłe zielenie i brązy, odcień palonej cegły. Często pojawia się czerń, jednak nie smolista lecz stłumiona, jakby zaczerpnięta wprost z obrazów mistrzów szkoły flamandzkiej z okresu Złotego Wieku.

Ten wnętrzarski teatr nastroju równoważą ogromne okna - architektoniczna spuścizna tradycji protestanckiej. Według doktryny kalwinizmu, który od czasów Reformacji aż do lat 60. XX wieku był w Holandii głównym nurtem wyznaniowym, ten, kto żyje w zgodzie z przykazaniami, nie ma przecież niczego do ukrycia. Te okna rzadko się tu zasłania, a złowione przez nie promienie słońca są pomnażane przez lustra, należące obok lamp do ulubionych motywów dekoracyjnych Holendrów.

fot. Quick-Step

Pozostałe artykuły