Stary dom z dużym sadem

Print image
Copy link image
time image Artykuł na: 23-28 minut
Stary dom z dużym sadem

Kiedy kupowałam swój dom, byłam od wielu lat zdecydowana na to, że będzie on stary i obowiązkowo z dużym sadem. Taki dom "z duszą", pełen tajemniczych zakamarków i z ogromnym strychem.

aktualizacja: 2019-07-11 10:18:02

Wszyscy znajomi pukali się wymownie w czoło, sugerując, że powinnam wszystko jeszcze raz wziąć pod uwagę, a na pewno koszty. Rodzina uważała, że kupując stary dom, kupuję kota w worku, bo nie wiadomo co wyjdzie "w praniu".

Efekt był taki, że dom kupiłam, kota dostałam gratis, w worku z remontowymi niespodziankami do dziś nie widać dna, a pranie przez dłuższy czas robiłam ręcznie wylewając wodę do pobliskiego rowu. Niezgodne to było z moją ekologiczno-przyrodniczą duszą, ale cóż było robić, miałam mydliny do miasta wozić i do kanalizacji ulicznej wylewać?

Dom został kupiony, klamka zapadła, a ja zostałam z rozpoczętymi studiami podyplomowymi, z małymi dziećmi, bez samochodu, wśród pól i łąk, z dala od ludzi, z niezłym, jak się później okazało, pasztetem.

To, że zewnętrzny wygląd domu i opis wszelkich, ukrytych instalacji różnił się od stanu faktycznego, wyszło zaraz po zamieszkaniu. Mimo że oglądaliśmy dom całą rodziną kilka razy w towarzystwie fachowców, zadawaliśmy setki pytań, wsadzaliśmy nos w każdy kąt, nie uniknęliśmy niespodzianek. Liczyliśmy się oczywiście z tym, że kupujemy dom do gruntownego remontu, ale chcieliśmy w nim mieszkać i robić wszystko sami, powoli, własnymi siłami, z niewielką pomocą fachowców. Na początek zostały wymalowane podłogi i ściany...

Śmierdząca sprawa, czyli niespodzianka pierwsza

A jak z kanalizacją? – pytaliśmy właścicielkę.
Szambo, jak to na wsi – usłyszeliśmy – ale kanalizę mają robić.

Uspokoiło nas to, ale do gminy, żeby sprawdzić dobrą dla nas wiadomość się nie pokwapiliśmy. Wszelkie oględziny gospodarstwa odbywały się i owszem, przy świetle dziennym, ale do rzeczonego szamba jakoś nikt nosa nie wetknął. Planowaliśmy od razu zamontować system ekologicznego oczyszczania, zainteresowaliśmy się, gdzie jest najbliższe wylewisko, ale jak to wygląda w rzeczywistości, nikt nie wiedział.

Prawda wyszła na jaw bardzo szybko, to co my uważaliśmy za szambo, solidny zbiornik na nieczystości, okazało się trzema murowanymi kręgami o wysokości ok. 1 m każdy, wkopanymi w ziemię. No to pięknie, pomyślałam, trzy prania w automacie i beczkowóz trzeba wzywać! A gdzie kąpiel, a mycie naczyń? Problem jednak rozwiązał się sam, a właściwie skomplikował jeszcze bardziej, kiedy okazało się, że system rur odprowadzających, to kilka zmurszałych drenów melioracyjnych, które zapadły się dawno temu i woda zamiast do szamba spływa po fundamentach pod dom.

Oczywiście ogromnym PLUSEM jest fakt, że dom ma fundamenty, ale nie są one po to, żeby spływały po nich nieczystości, tylko, żeby dom miał na czym się oprzeć.

Dom był zakupem późnojesiennym, wprowadziliśmy się do niego w stylu mikołajkowym, 6 grudnia, a czas między świętami Bożego Narodzenia i Sylwestrem spędziliśmy na kuciu przemarzniętej ziemi (słupek rtęci dochodził do -20°C), żeby położyć rury PVC, które będą odprowadzać ścieki do owego, prymitywnego szamba. Przy okazji odkryliśmy, że istnieje drugie szambo, pod budynkami gospodarczymi, ale żeby tam się przebić z kanalizacją, musielibyśmy przekopać pół podwórza, co w grudniu było raczej niemożliwe.

Nowe znalezisko zostało zdezynfekowane wapnem i zamknięte na cztery spusty. Po doprowadzeniu rur do tajemniczych trzech kręgów, uznaliśmy sprawę czasowo za zakończoną i postanowiliśmy do niej wrócić wiosną.

Pękł tynk. Niespodzianka druga

Wiosna przyniosła nam wiele ciekawych doznań: okazało się, że pod oknami pokazało się dużo zielonych kiełków, które po kilku dniach ukazały żółte kielichy tworząc piękny dywan dookoła domu. Kwitły drzewa, krzewy, zieleniła się trawa, a ptaszęta w sadzie śpiewały cudowne piosenki.

Poradnik
Cenisz nasze porady? Możesz otrzymywać najnowsze w każdy czwartek!

Korzystaliśmy z tego ciesząc się każdą chwilą spędzoną na łonie natury, kosząc trawę, bieląc drzewka (dopiero po kilku latach dowiedzieliśmy się, że robi się to w lutym) i przycinając gałęzie (też nie trafiliśmy), nadrabialiśmy czas, który straciliśmy mieszkając w mieście. Zrobiliśmy też plan najbardziej potrzebnych remontów i podzieliliśmy go na dwie części: naprawy pilne i bardzo pilne, ale druga część listy wydłużała się z każdym dniem.

Na pierwsze miejsce w rankingu wysunęła się ściana zachodnia, a właściwie spore pęknięcie tynku. Fachowiec, którego przywieźliśmy na jedną z pierwszych wizyt, na pytanie jak ma się to pęknięcie do trwałości domu, powiedział, "on tak może, z tym pęknięciem, jeszcze ze sto lat stać!". Stać to może, ale co dalej? Zmartwiliśmy się, tym bardziej, że według nas, pęknięcie powiększało się, a zarysowanie zauważyliśmy też po wewnętrznej stronie budynku; przy zejściu do piwnicy. "No to klapa, pomyślałam, obudzimy się pewnego pięknego dnia, a za plecami będziemy mieli widok na własne pole, na którym właśnie zaczynało zielenić się zboże".

Posiadanie własnego kawałka ziemi, jest niewątpliwie ogromnym PLUSEM mieszkania na wsi, ale nie wydaje mi się konieczne oglądanie go przez dziurę w ścianie.

Przyczyn pękania muru mogło być wiele, jedna z nich ujawniła się podczas pierwszej, wiosennej burzy, kiedy obudził mnie szum górskiego potoku. Lubię góry, często wędruję po górskich szlakach wsłuchując się w odgłos wody szorującej po kamieniach i wydawało mi się w pierwszej chwili, że to piękny sen.

Niestety, powrót na jawę okazał się mniej przyjemny; dźwięk wodospadu zwabił mnie do piwnicy, gdzie przekonałam się, że ów potok to nic innego, jak woda szorująca gdzieś między ścianami i spływająca przez piwniczne okienko, wszystkimi, odkrytymi przez siebie szczelinami. Stałam tak i zastanawiałam się co mogę zrobić, ale oprócz indiańskich modłów o zatrzymanie deszczu, nic nie przychodziło mi do głowy.

Po burzy zawsze jest słońce, a dla nas zabłysło ono w postaci firmy dekarskiej, którą poleciła nam sąsiadka. Panowie postanowili zrobić deski wiatrowe i zabezpieczyć ten fragment dachu, przez który najprawdopodobniej lała się woda. Następnym krokiem była wymiana zmurszałego okna w feralnej ścianie i izolacja całej powierzchni.

Stare domy mają często podwójne ściany zewnętrzne, co jest PLUSEM jeśli chodzi o utrzymanie ciepła, ale nie daj Boże jak dostanie się tam wilgoć.

A u nas się dostała. Żeby uniknąć "zamknięcia" jej między izolacją wewnętrzną pomieszczeń, a zewnętrzną ściany, postanowiliśmy się jej pozbyć skuwając tynk w pokoju przylegającym bezpośrednio do mokrej ściany. Jak zaczęliśmy kuć ścianę, to trzeba było położyć gładź, jak gładź to i podłogę, jak podłogę to i okno i w ten sposób jeden pokój mieliśmy gotowy. Ściana zewnętrzna została ocieplona, z zamiarem kontynuacji tego procesu na pozostałą część budynku, ale nowe niespodzianki pokrzyżowały nasze plany.

Woda wyżej. Niespodzianka trzecia

Wraz z nadchodzącą wiosną, zauważyliśmy czarne plamy, które zamieszkały początkowo w narożnikach pomieszczeń, tuż nad podłogą, a później co raz śmielej zaczęły panoszyć się na całych ścianach. Mycie ścian i traktowanie ich środkami do usuwania pleśni nic nie dawało, z tygodnia na tydzień robiło się coraz bardziej ciemno. Poodsuwaliśmy meble od ścian, ciągle mieliśmy otwarte okna i, mimo że za oknem było całkiem ciepło, paliliśmy w centralnym, aż huczało. Zanim jednak dojrzeliśmy do kucia ścian, doszliśmy do wniosku, że trzeba ustalić przyczynę pleśni, bo nic z niczego się nie bierze! Co z tego, że usuniemy szare plamy wewnątrz domu, jeśli za rok zagoszczą one u nas znowu!

Postanowiliśmy odsłonić fundamenty, osuszyć i zaizolować. Ciekawe to było przedsięwzięcie, zważając na to, że fundamenty starych domów, które mają choćby najdrobniejsze zarysowania pęknięć, można odsłaniać zaledwie na długości 2 metrów. Po przeanalizowaniu długoterminowych prognoz pogody, zebraniu materiałów i wszelkiej wiedzy na ten temat, początek prac wyznaczyliśmy na początek kwietnia. Z pozoru wydawało się to proste: odkopać, wysuszyć, zaizolować, ocieplić i zakopać, ale kiedy podczas pierwszych prób wbicia łopaty w ziemię usłyszeliśmy nieprzyjemny zgrzyt, wiedzieliśmy, że tak łatwo to nie będzie.

Bezpośrednie otoczenie domu okazało się jednym, wielkim wykopaliskiem! Czego tam nie było; butelki, gruz, przerdzewiałe kawałki metalu, kości (dzięki Bogu zwierzęce), stare buty i mnóstwo innych, ciekawych rzeczy. Wydawało się, że wszystko to, czego nie można było spalić w piecach, spoczęło wokół domu!

Z analizy szczątków przeszłości, wydedukowaliśmy, że podczas wojny musiał mieszkać tu aptekarz, ponieważ nasze działania archeologiczne, ujawniły ogromną ilość butelek i pojemników, których kiedyś używano w farmacji. Mniejsze i większe, uszkodzone i nie, stały się zaczątkiem kolekcji pt. "Przaśna historia naszego domu", do której z czasem dołączyły stare klucze, otwieracze do butelek, mosiężne odważniki i mnóstwo przedmiotów codziennego użytku.

Odkrywanie przeszłości i fundamentów trwało bardzo długo, prawie do końca lata, ze względu na to, że z trudem zdobyte przez nas długoterminowe prognozy pogody dla rybaków i żeglarzy, tak przydatne na Wybrzeżu, okazały się pudłem. Już pierwsze dwa metry odkrytych fundamentów dały nam się we znaki: w nocy, zamiast schnąć zaczęły wchłaniać pierwszy, wiosenny deszczyk, więc zamiast spać snem sprawiedliwego po ciężkiej pracy, zrobiliśmy sobie pobudkę i jak za dobrych, harcerskich czasów pobiegliśmy zasłonić folią nasz okop.

PLUSEM mieszkania na odludziu jest to, że nikt nie widział nas w strojach nocno-bojowych, kiedy w strugach deszczu walczyliśmy z ogromnym płatem folii budowlanej.

Oczywiście, że pozytywnych aspektów posiadania domu "na skraju wsi" jest więcej, ale wtedy ja widziałam tylko ten jeden.

Niespodzianka czwarta. Chanel nr 5

Nie, nie mieliśmy okazji wykopać flakonika tych słynnych perfum, ani nawet napawać się ich zapachem. Mieliśmy natomiast wątpliwą przyjemność szukania źródła przykrych woni, którymi był przesiąknięty cały dom.

Wystarczyło wyjechać na kilka godzin i zamknąć dom na cztery spusty, żeby po powrocie wietrzyć go przez kilka godzin, a do łazienki po prostu nie dało się wejść! Zrzucaliśmy winę na drewniane ramy okienne, deski podłogowe, koty, psy, kanalizację, ale kiedy po kolei wszystkie potencjalne źródła przykrego zapachu likwidowaliśmy i klimat nie ulegał poprawie, stwierdziliśmy, że tajemnicze wonie unoszą się spod podłóg. Część domu była podpiwniczona, więc do zerwania została ta druga, oczywiście większa część.

Moim marzeniem było zachowanie w całym domu drewnianych podłóg; oczami wyobraźni widziałam je bez ohydnej powłoki z olejnej farby, naturalne i łypiące na gości gustownymi sękami. Poświęciłam jednak łazienkowe deski, ponieważ istniało duże prawdopodobieństwo, że zły duch mieszka właśnie pod nimi.

Kiedy je zerwano, oczom naszym ukazał się widok iście kopalniany; pod łazienką był dół głębokości 1,5 metra, na którego dnie czerniała żywa ziemia. Ogórki można by tam hodować, albo lepiej ryż, bo wilgoć stamtąd ciągnęła jak nie przymierzając z lochu. Niestety, jakiekolwiek uprawy w łazience odpadały, ze względu na konieczność wykorzystywania tego pomieszczenia zgodnie z jego przeznaczeniem, więc postanowiliśmy owe zagłębienia w ziemi zasypać.

Stara drewniana podłoga
Stan podłóg w starych domach nie jest najlepszy. Często nie ma szans, by je zachować i stajemy przed wyborem: nowoczesny panel czy tradycyjna deska. A może wykładzina? Jeśli jednak stan podłóg jest zadowalający, to można spróbować zedrzeć farbę i szlifować powierzchnię. Podłoga w łazience była nie do uratowania, zastąpiły ją zielone kafelki, które dla równowagi wystroju ozdobiły również wysłużony blat starej komody przerobionej na toaletkę.

Przecież podłoga to nie sufit, nie może być podwieszana! Trzeba było uzupełnić "ubytek" ziemią i gruzem, zaizolować, ocieplić i dopiero potem stawiać urządzenia sanitarne. Woziliśmy taczką ziemię i gruz, podawaliśmy wiadrami przez okno do chwili, aż stwierdziliśmy, że poziom przyszłej podłogi w łazience jest bliski idealnego, a za dawną stajnią powstał potężny dół... Zagłębienie wydawało się wręcz idealne do tego, żeby umieścić w nim starą, zniszczoną wannę, którą odziedziczyliśmy po poprzedniej właścicielce domu i tak powstał pierwszy zabytek naszej małej, ogrodowej architektury.

W związku z tym, że wszyscy mężczyźni byli zajęci przy pracach fizycznych, wysłano mnie po zakup niezbędnych materiałów budowlanych. Jako kobieta znać się na tym nie muszę, ale jako właścicielka domu powinnam... Niestety, między "powinnam" a "znam się" jest potężna przepaść, równa głębokością dziurze pod łazienką, a może jeszcze większa, dlatego to co kupiłam wprawiło fachowców najpierw w osłupienie, a potem w rozpacz.

Zamiast zakupić styropian w arkuszach, tak jak mi zlecono, nabyłam kilka metrów sześciennych drobnych, białych kuleczek, które, jak zapewniał sprzedawca, będą wygodniejsze w użyciu. "Po co później łamać i kruszyć arkusze, żeby styropian dokładnie wypełnił przestrzeń między legarami? Lepiej od razu kupić luzem". Co to legar, nie miałam pojęcia, ale zdradzić się ze swoją niewiedzą nie bardzo chciałam, bo co skład budowlany to musiałam wysłuchiwać dobrych rad, które przybierały kształt sążnistych wykładów, a mi się do domu spieszyło!

Podróż z gigantycznym kokonem wypełnionym styropianowym drobiazgiem nie należała do najprzyjemniejszych; pomijam fakt, że widok małej corsy, ciągnącej na przyczepce foliową kichę większą niż ona sama, wywoływał uśmiech na twarzach kierowców. Problemem były nieszczelności owego "woreczka", przez które, pod wpływem pędu powietrza, wydostawały się białe kuleczki udając śnieg. Może w lutym ten fakt nie zwróciłby niczyjej uwagi, ale wtedy był maj i świeciło słońce.

Kiedy wróciłam, dowiedziałam się co to jest legar i dlaczego nie ma go pod podłogą mojej łazienki; jest to zbyt małe pomieszczenie (12 m2), żeby istniała konieczność podpierania podłogi legarami, więc zostaliśmy postawieni przed koniecznością upychania małych, białych bąbelków w świeżo wylaną masę samopoziomującą. Panowie zapowiedzieli, że będę to robić osobiście, a gęstość styropianowych kuleczek ma być nie mniejsza niż 30 szt./cm3. Skończyło się wprawdzie na straszeniu, ale to co się działo później podczas kładzenia owego styropianu, taktownie pominę.

Miejscowi, domorośli fachowcy nie z takimi pasztetami" musieli sobie radzić, bo podłoga wyszła "na medal", chodzimy po niej do dziś i póki co nie ma śladów żadnych załamań, ani pęknięć, czego najbardziej żeśmy się obawiali.

Nie ma tego złego, co by na PLUS nie wyszło.

Okno na świat. Niespodzianka piąta i wcale nie ostatnia

Moje marzenia o drewnianych podłogach, których deski mieliśmy "tylko" przełożyć i wyszlifować, powoli zamieniały się w kupkę próchna. Została jednak myśl o drewnianych oknach, ale te, które obecnie oddzielały nas od świata zewnętrznego, nie nadawały się już do niczego; zżarte, przegniłe ramy, pokrywane wielokrotnie olejną farbą, straszyły latającymi klamkami i ubytkami kitu. Wydawało się, że jak zdrapię zeń farbę, to nie zostanie już nic, a szybki będą się trzymać na swoich miejscach za pomocą czarów. Okna PVC nie wchodziły w grę, nie licowało to z moim wizerunkiem domu na wsi; albo stary, z zachowaniem tradycji, albo nowy od fundamentów i nic pośrodku. Pozostawało znalezienie fachowca i zamówienie okien "na miarę", żeby było jak najmniej kucia i przemurowywania.

Sprowadzony stolarz sprawiał wrażenie specjalisty w swoim zawodzie; opowiadał jakie to on piękne drzwi i okna robi, powoływał się na mieszkańców wsi, u których służą jego dzieła, a my słuchaliśmy tego jak pięknej bajki. Bo to była bajka. Nie znając nikogo w okolicy, nie pokwapiliśmy się, żeby sprawdzić te "cuda-wianki" (bardziej wianki), a po latach, kiedy przez przypadek trafiliśmy na klientów owego speca, to niestety nie szczędzili oni przykrych epitetów pod jego adresem, wśród których "partacz" było chyba najdelikatniejsze. Ale wtedy my też byliśmy bogatsi o tą wiedzę i o... komplet nowych, plastikowych okien.

Niestety, drewnianych, robionych przez rzekomego fachowca, założyć się nie dało, ponieważ skrzydła były tak zamocowane w futrynach, że nie można ich było zdjąć! Mogliśmy je zawieźć do szklarza z ościeżnicami i wstawiać ryzykując stłuczeniem poszczególnych szybek, albo szklić już wstawione, co było przedsięwzięciem raczej karkołomnym. Co innego uzupełnić jedną szybę stłuczoną przypadkiem piłką, a co innego szklić pięć, podwójnych, sześciopolowych, dwuskrzydłowych okien tkwiących już w murze! Debata nad oknami przeciągnęła się do jesieni, a że nie uśmiechała nam się kolejna zima przy śniegu na parapecie, więc szybko zamówiliśmy okna PVC.

Okna PVC
Stare, drewniane ramy to siedlisko grzybów, pleśni i szkodników. Jeśli łaskawy los pozwoli wymienić okna na drewniane, to wspaniale, ale odpowiednio dobrane okna PVC, też nie powinny szpecić

Dziś patrzę na sad przez kratkę plastikowych szprosów, czekając tylko aż przyjdzie sposobna chwila i będę mogła wymienić moje cuda techniki, na archaiczne, skrzynkowe okna, koloru surowego drewna. Marzy mi się, że kiedyś otworzę drewniane skrzydła okna, okiennice stukną o ścianę domu, a staroświecką, marszczoną suto firankę wyciągnie na zewnątrz podmuch wiatru.

Pewnie jeszcze sporo niespodzianek szykuje nam stary, wiejski dom. Nie raz zapłaczę bezradnie nad zaśmieconym podłożem sadu, który jak zapewniają wskazania aparatury poszukiwawczej, kryje w sobie tyle złomu, że czołg można by zbudować, albo nad kanalizacją zbiorczą nadal pozostającą w sferze planów. Ale domku na wsi nie zamieniłabym na najbardziej eleganckie mieszkanie w mieście. Za skarby świata.

Katarzyna Lewańska-Tukaj

Zdaniem naszych Czytelników

Gość maria nieznana

31 Oct 2022, 21:54

Takich szczerych osob ,jak Pani nie ma w moim otoczeniu-dlatego bardzo trzymam kciuki ,zeby bylo Panstwu coraz PRZYJEMNIEJ zmagac sie z codziennymi coraz bardzej Przyjemnymi niespodziankami- gratuluje dla poczucia HUMORU i trzymania sie wlasnych WARTOSCI-serdecznie pozdrawiam

Gość Palamela

19 Nov 2021, 18:04

oto ja, kolejna frajerka ze stolicy na kompletną wieś, dom gliniany, 'fundamenty' z korytarzami dla szczurów, brak możliwości zaadaptowania strychu, żeby się ściany nie zapadły, podłogi drewniane nie do odratowania, kanalizacja sprwana w pełni wg sprzedającego to zakopana w ziemi ...

Gość Joanna

25 Feb 2021, 22:27

Usmialiśmy się z mężem do lez😂bo jesteśmy sami na etapie starego domu z sadem.Gratulacje dystansu i poczucia humoru!!👍

Gość ggg

09 Feb 2021, 09:38

Jakbym czytała moją historię kupna domu😆 tylko że u nas nie było szamba ścieki szły na zarośnięta chwastami parcelę,jak się później okazało nie moja,a sąsiadki🤬(mimo,że kupiłam całość ogrodzona płotem. No ale perypetie taki same

Gość Ewa

18 Aug 2020, 11:27

Rozbawiła mnie Pani do łez kapitalnym stylem opisywanych zdarzeń. Serdecznie gratuluję decyzji o remoncie starego domu, zdrowego dystansu do tego przedsięwzięcia oraz świetnego pióra. Czekam na więcej! Sama zastanawiam się nad taką przygodą budowlaną.

Gość

09 Jul 2020, 20:51

1 godzinę temu, Gość Budowniczy napisał: Fajny, ciekawie napisany artykuł! Powodzenia przy dalszym remontcie domu. Pewnie już wyremontowali na cacy!... tym bardziej, że artykuł pisany był ze dwanaście lat temu...

09 Jul 2020, 20:30

Dom z sadem i ogrodem, marzenie! Marzenie, które najpierw poprzedzone jest ogromnym wysiłkiem. Takie budynki pięknie komponują się z zielonym, wiejskim krajobrazem. Aż chce się chwycić aparat i porobić zdjęcia!

Gość Budowniczy

09 Jul 2020, 19:00

Fajny, ciekawie napisany artykuł! Powodzenia przy dalszym remontcie domu.

Gość Majk

18 Jul 2019, 08:40

A instalacja elektryczna wymieniona? To jest podstawa w takich starych domach!

Gość Sabina

12 Jul 2019, 15:39

Mój dom jest z 1920 r także prawie 100 letni,ale ma klimat,przedsionek z 3 oknami z pięknym widokiem na duży ogród,9 pokoi. Co prawda wymagał remontu,ale żaden grzyb nie wychodził nigdy na ścianach.Cegły jeszcze czerwoniutkie. Sama musiałam równać ściany,robić podłogi,bo była ...

Gość Martin

09 Jul 2019, 21:11

Niestety wszystko zależy od standardu. Jeśli panele, to nie do takiego domu. Robiliśmy remont kamienicy 105m2 z żoną 3 lata temu (2016). Kosztował 130tys. Mąż nic nie robi, bo pracuje umysłowo. Więc był to koszt wraz z materiałami i usługami. Teraz kupujemy dom 200m2. Szacujemy, ...

Gość Jarek

24 Jul 2018, 07:31

Domu na przyszlosc nie wycenia sie w walucie. Jezeli bedziecie sie w nim czuc jak w prawdziwym i wymarzonym domu.... to nic straconego. Troche czasu i duzo pieniedzy, dzieli Was od sukcesu. Trzymam kciuki pozdrawiam

Gość marek

12 Nov 2015, 21:09

moj dom stoi od '36 roku - przetrwał wojnę ogródek 1000m2, osiedle domków, i jeszcze dachówki nie wymieniałem ale, jest prawie w centrum, takze wyceniłbym go na minimum 300 tys.

Gość Sylwia

23 Jul 2015, 12:46

My również kupiliśmy dom z lat 70 tych.Wzięliśmy się jeszcze przed przeprowadzką za wymianę dachu,przy okazij będziemy robić na poddaszu pokoje,okien,instalcij elektryczne sanitarnej.Zbijanie tynków kładzenia gładzi,robienie podlóg instalacij grzewczej podłogowej.Na końcu kladzenie ...

Gość kobietka

18 Jun 2015, 20:34

@ KKK Nawet nie wie Pani,w jakie wpakowała się bagno,dom za 40 tyś,toż to kupa cegieł nic więcej,czyli ruinka.@ ona,niestety masz rację :)

16 May 2015, 11:05

Skarbówka pewnie upomni się w najmniej oczekiwany momencie. 40000 to rzeczywiście okazja. Taki stary dom to ogromna inwestycja nie tylko pieniędzy ale i czasu. Sama chciałabym mieć taki stary dom i w nim zrobić pensjonat lub gospodarstwo agroturystyczne

Gość kkk

15 May 2015, 15:39

Zależy ile się zapłaciło za taki dom. Ja kupiłem podobny dom i 5000 m2 ziemi budowlanej 30 minut od Białegostoku. Kupiłem od staruszków za 40.000 zł, więc mam spory zapas na remont. Zastanawiam się tylko kiedy skarbówka się do mnie przywali.

Gość ona

30 Sep 2013, 22:31

Z całym szacunkiem dla Pani,ale za żadne skarby świata nie kupiłabym takiego domu.Stary dom zawsze będzie stary i całe życie spędzicie na remontach.A koszt remontu takiego domu przewyższy koszt budowy nowego 100 metrowego domu,niestety...

Gość gosia

03 May 2013, 12:49

A my 2 lata temu kupiliśmy taki stary dom z piaskowca.Stoi na działce 1500 m.Jedyny minus to to ,że jest daleko,bo 150 km.od naszego miejsca zamieszkania w mieście.Ale za to w okolicy z której oboje z mężem pochodzimy.Udało nam się przez ten czas wymienić okna, zrobić nowe tynki ...

08 Apr 2013, 11:50

Cytat Oj - trzymam kciuki!!Satysfakcja ogromna ale i zaangażowanie pełne. 100%. Tego się nie da robić połowicznie. Tym się po prostu żyje. Ale jest to Prawdziwe Życie Nasza historia (w skrócie) tu:http://forum.muratordom.pl/showthread.php?...BBycie-z-bliskaPozdrawiam ...

Gość sosna

08 Apr 2013, 11:41

Pani Iwonko nie wiem z jakiej części kraju Pani jest, ale mam do sprzedania bardzo ładny stary domek po remoncie bardzo podobny do tego na zdjęciu w pięknej okolicy pod lesem 60 km od Wrocławia. Naprawdę godny polecenia.

Gość Barbara

08 Mar 2013, 19:43

Na ,,stare lata''kupilismy domek na wsi do remontu.Od poczatku w nim zamieszkalismy ,bo szkoda bylo czasu na dojazdy (25km)w jedna strone.Domek jest z czerwonej cegly,zdrowej jak dzwon(recznie robiona),podmorowka z kamienia(piekna),okna z obwodka z bialej ceglY.Tak mi sie podobal,ze ten albo ...

21 Feb 2013, 15:25

Oj - trzymam kciuki!!Satysfakcja ogromna ale i zaangażowanie pełne. 100%. Tego się nie da robić połowicznie. Tym się po prostu żyje. Ale jest to Prawdziwe Życie Nasza historia (w skrócie) tu:http://forum.muratordom.pl/showthread.php?...BBycie-z-bliskaPozdrawiam serdecznie wszystkich ...

Gość Iwona

01 Feb 2013, 20:26

Mój Boże... Właśnie stoję przed decyzją zakupu podobnego domu. Aż się boję napisać "takiego samego". Na pewno jest WYMARZONY, tylko, czy aby na pewno? Aż strach się bać. Jedno w tym wszystkim jest pocieszające - ten dom wciąż jest Twoim ukochanym domem. Oby ten mój też był ...

Gość tedeeska

27 Jan 2012, 12:33

Ale się wczytałam! Przed nami też remont domu. Ja już teraz płaczę załamana, ale mąż się upiera. I co mam zrobić? Remont, bałagan, każdy pieniądz wydany na dom. Mówi, że panikuję, że się boję. A ja realistka jestem!..

Gość marek

04 Jan 2011, 00:13

piękne opowiadanie, dziękuję za dodanie otuchy ponieważ podejmuję podobne przedsięwzięcie :).

Gość Onufry

07 Oct 2010, 20:48

Piękna opowieść, ładny kwiecisty styl....

Gość bluszcz

15 Aug 2010, 10:19

Świetnie napisane... Pozdrawiam:)...

Gość wiola

18 May 2010, 15:00

Dziękuję za ten tekst. Dodał mi otuchy :) Jestem szczęśliwą właścicielką 100 letniego domu z duszą i podobnymi problemami. Przeszliśmy już "najpilniejsze" remonty i do wczoraj myślałam, że wszystko mamy za sobą...a tu...wieczorem...kap...kap...kap...dach nam przecieka, a ...

Gość murpruski

27 Mar 2010, 07:28

Ogloszenie \\\"sprzedam stary dom, do remontu, z >duszaoro pracy, przyzwyczajenia sie z poczatku - do innych zapachow (smrodow?), mozliwej wilgoci itp itd - i w mojej ocenie troche kosztow. Jezeli komus nie odpowiada tego typu budowla to nie powinien w to wchodzic. Kto potrzebuje zamieszkac ...

Gość ela

21 Feb 2010, 19:56

Dwa lata temu kupiliśmy podobny dom na wsi. Od razu rozpoczęliśmy remont. Dużo robimy sami, ale w trudniejszych zadaniach wspomagają nas fachowcy. Cieszy nas każdy zakończony etap prac. Co prawda do końca jeszcze daleko, ale ważna jest możliwość realizacji własnych pomysłów ...

Gość opik

10 Jan 2010, 12:51

czas-Xgodzin, praca Xwysiłku, koszty remonu-grube tysiące, cierpliwość-wiele łez, MOŻLIWOŚĆ MIESZKANIA W DOMU Z DUSZĄ-BEZCENNE...

Gość RaFał-świętokrzyskie

02 Jan 2010, 01:02

bardzo ładnie opisane prace remontowe.remontuje podobny dom wraz z zabudowaniami i jestem w identycznej sytuacji...do tego jeszcze zakładam ogród,pracuje prywatnie po około 12godzin i wychowuje z żoną dwójkę dzieci.pozdrawiam i życzę wytrwałości.

Gość SYT

28 Dec 2009, 16:19

A ja jestem człowiekiem małej wiary, bo mnie ten tekst skutecznie zniechęcił do eksperymentowania ze starymi domami :(

Gość Ania

27 Dec 2009, 00:38

Nareszcie dowiedziałam się że nie jestem jedyna. Różnica polega na tym, iż mój wymarzony dom na wsi jest drewniany. Kłopoty oczywiście nie mniejsze, ale od 3 lat z pasją je pokonuję. Uwielbiam go i z żalem wracam do miasta na zimę dlatego że niestety jeszcze dużo pracy włożymy ...

Gość Jola

13 Sep 2009, 20:36

Jestem w trakcie szukania takiego starego domu. Po przeczytaniu tego tekstu uśmiechnęłam się. Zdaję sobie sprawę, że jest WIELKIE wyzwanie - remont starego domu na wsi ale jak się oko raduje każdą pokonaną trudnością! No i stary, piękny ogród. Podobnie jak autorka nie zamieniłabym ...

Gość Monika

12 Feb 2009, 13:23

Jestem w trakcie remontu starej wiejskiej szkoły z 1905 roku. Pomimo ogromu pracy cieszę się, że kupiłam dom z moich marzeń. To wielka frajda patrzeć jak powoli odzyskuje utracony blask :-)

Gość RAHCIAH

11 Feb 2009, 17:51

Super pamiętnik! Większość zaskakujących niespodzianek można było przewidzieć. Ja z żoną jeszcze bardziej przyszaleliśmy, bo czeka nas remont takiego domu w miejscowości, gdzie nie ma prądu - totalny busz, extremalne wydanie. Może też napiszemy sprawozdanko :)

Gość wojowniczka o stare

10 Feb 2009, 22:10

cudowna opowiesc ... opowiesc o styropianie -bomba!nie mniej jednak nie poddam sie...choc...jak narazie przeszlam podobe uswiadamiania,oswiecenia,objasniania co zamienic ,co wymienic,co jeden to madrzejszy,a ja po kazdym wykladzie-durnieje..o co im chodzi?kazdy madry a kazdy mowi co innego-4 ...

Gość Tomek z Ostrowa Wlkp.

24 Jan 2009, 14:43

Poprostu super tekst niestety też za nie długi czas zmierze się z podobną historią remontowania starego domu prawie na wsi.:) oby niespodzianek było jak naj mniej

11 Dec 2008, 13:31

Też nie jestem za mieszkaniem w mieście, ale nigdy bym nie kupił takiego domu, bo tak na prawdę to nigdy nie będzie już można normalnie zamieszkać w takim domu (remonty, remonty itd). Przecież oprócz alternatywy stary dom czy mieszkanie jest jeszcze możliwość wybudowania nowego ...

11 Dec 2008, 00:29

...

Gość janek

11 Dec 2008, 00:29

bardzo przyjemnie sie to czytało. wiele ludzi na takie coś nigdy by sie nie pisało-brak fantazji i cierpliwości do tak wspaniałych starych domow na wsi.tak jak piszesz jest to dużo pracy i poświęcenia ale myśle że juz gdy całosc sie zakończy to napewno bedziesz szczęśliwa z swojego wyboru.

Wiecej na Forum BudujemyDom.pl
Pokaż wszystkie komentarze

Dodaj komentarz

Skomentuj artykuł
time image
time image
Zobacz inne artykuły
Poradnik
Cenisz nasze porady? Możesz otrzymywać najnowsze w każdy czwartek!