Dom tylko dla odważnych

Print image
Copy link image
time image Artykuł na: 23-28 minut
Dom tylko dla odważnych
Zamówienie projektu indywidualnego jest ze strony inwestora aktem dużej odwagi. Natomiast decyzja o wykorzystaniu projektu katalogowego... Kto wie, czy nie wymaga odwagi jeszcze większej! Z architektem Mirosławem Jednaczem rozmawia Marek Żelkowski.
Mirosław Jednacz

Mirosław Jednacz: Absolwent Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Na przełomie lat 80. i 90. odbywał praktykę zawodową w Nowym Jorku w biurze Cossuta & Associates oraz w APA S. Kuryłowicz. Obecnie prowadzi własną pracownię em JEDNACZ Architekci.

W latach 90. prowadził zajęcia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej w Katedrze Projektowania profesora Konrada Kucza-Kuczyńskiego. Projektuje budynki o różnej skali i funkcji, między innymi: domy jednorodzinne, budynki wielorodzinne, biurowe, wielofunkcyjne. Jest autorem kilkudziesięciu realizacji.

W 1998 roku wraz z zespołem pracowni otrzymał pierwszą nagrodę w konkursie SARP na Siedzibę Fundacji im. S. Batorego, a w 2005 pierwszą nagrodę w konkursie SARP na siedzibę Dyrekcji Generalnej Poczty Polskiej. W 2009 r. otrzymał drugą nagrodę w międzynarodowym konkursie na Muzeum Historii Polski. Ponadto w 2008 roku otrzymał drugą nagrodę w konkursie Polski Cement w Architekturze za dom dwurodzinny w Wilanowie.

Plan parteru - wymiary działki: 18 × 50 m

Plan parteru - wymiary działki: 18 × 50 m

Marek Żelkowski: Ten warszawski dom jest chyba doskonałym przykładem potwierdzającym tezę, że w pewnych sytuacjach projekt indywidualny to dla inwestora jedyne dobre wyjście?

Mirosław Jednacz: Myślę, że tak. Budynek musiał stanąć na dosyć wąskiej działce, wśród zabudowy istniejącej już na sąsiednich posesjach. Ryzyko związane z próbą wpasowania tam projektu katalogowego byłoby zatem spore. Ale jeśli nawet udałoby się w końcu znaleźć coś, co na pierwszy rzut oka wydawałoby się odpowiednie, to i tak istniało duże niebezpieczeństwo porażki.

Ilość rozmaitych kompromisów, jakie należałoby podjąć doprowadziłaby, moim zdaniem, do tego, że rozwiązanie oparte na projekcie gotowym nie spełniłoby prawdopodobnie oczekiwań właściciela.

Zaprojektowałem zatem dom nowoczesny, ale… nowoczesny z umiarem. W każdym razie znam domy znacznie bardziej naszpikowane niezwykłymi rozwiązaniami technologicznymi oraz konstrukcyjnymi. Bryła budynku, o którym rozmawiamy, jest nowoczesna, ale w zasadzie oparta o rozwiązania dosyć tradycyjne.

Sporo przeszkleń...

Tak, ale... To po prostu duże okna. Nie pojawiają się wielkie, całościenne tafle szkła lub jakieś inne przejawy ultranowoczesności. Dom jest dosyć duży. Łącznie z wygodnym dwustanowiskowym garażem ma ponad 400 m2. Sporo, ale to żaden kolos. W Polsce realizowanych jest wiele znacznie większych budynków jednorodzinnych.

Jak już wspomniałem, lokalizacja domu stwarzała sporo ograniczeń i stawiała przede mną trudne zadanie. Wąska i w sumie niewielka działka… Dom sąsiada tuż przy granicy, jakby oczekujący na doklejenie bliźniaka. Trzeba było się jakoś do tego odnieść. Podobnie jak do gęstej zabudowy jednorodzinnej na innych działkach. Moim podstawowym zadaniem było stworzenie w tych warunkach intymności, jaka powinna towarzyszyć mieszkaniu w domu.

Z drugiej strony... Należało to jakoś pogodzić z tym, że budynek miał stanąć w Polsce, gdzie w porze jesienno-zimowej jest mało światła. Praktycznie przez pół roku egzystujemy w szaroburym ponurym środowisku krótkiego dnia. Warto zatem stosować duże przeszklenia, aby wpuszczać do domu jak najwięcej światła.

Bryła budynku jest nowoczesna, ale zaproponowane przez siebie rozwiązania architektoniczne Mirosław Jednacz określa jako tradycyjne

Trzeba przyznać, że punkt startu nie był dla Pana łatwy.

Owszem! A dodatkowe utrudnienie polegało na tym, że budynek sąsiada, z którym musiał stykać się nowo projektowany obiekt, miał dosyć tradycyjną formę. Tymczasem życzenie mojego klienta było jasne – jego dom ma być nowoczesną bryłą. Moim zadaniem było więc takie połączenie obu obiektów, aby jeden nie zdominował drugiego. Chodziło też o to, aby walor estetyczny nowego domu nie był obniżony przez "quasi-bliźniaka".

Dużo ograniczeń, spore oczekiwania…

...podchodzę do projektowania w sposób, który określiłbym jako emocjonalny.
A jednak gotowy projekt jest nie tylko funkcjonalny, ale również interesujący. Jak to się robi? Warto w tym miejscu podkreślić, że podchodzę do projektowania w sposób, który określiłbym jako emocjonalny. Nie kieruję się tylko zimnymi wskazaniami wynikającymi z funkcjonalności, ale staram się włączyć w proces tworzenia emocje i wrażenia. Emocje związane z miejscem, w którym ma stanąć dom wzniesiony według mojej koncepcji.

Często tak właśnie rodzi się pomysł, który później starannie rozbudowuję. To nie jest tak, że staję przed deską kreślarską, zaczynam rysować projekt i po kilku godzinach powstaje coś z niczego. Projektowanie to proces. Etap rozrysowywania pomysłu jest poprzedzony długimi przemyśleniami oraz poszukiwaniami. O projekcie myśli się na spacerze, w drodze do pracy...

Czasami świetne pomysły rodzą się niespodziewanie i w najmniej oczekiwanych okolicznościach.

Wkomponowanie domu w istniejącą już okoliczną zabudowę było trudnym zadaniem – podkreśla Mirosław Jednacz

A przechodząc od ogółu do szczegółu?

Rozwiązaniem problemów, jakie postawił przede mną warszawski inwestor, okazała się... ściana. Z jednej strony była ona ważnym elementem kompozycyjnym domu, z drugiej pełniła rolę ekranu oddzielającego budynki. Od strony sąsiada ściana pełniła rolę tła, na którym jego budynek był dobrze widoczny. Natomiast od strony nowego domu była swoistym parawanem.

Poradnik
Cenisz nasze porady? Możesz otrzymywać najnowsze w każdy czwartek!

W sumie pomysł bardzo prosty, ale... trzeba na niego wpaść! Warto również podkreślić, że nawet jeśli idea jest nieskomplikowana, to może się zdarzyć, że jej zrealizowanie na budowie może przysporzyć inwestorowi wielu problemów. Tak właśnie było tym razem. Wykonanie ściany w taki sposób, aby spełniała swoje zadania wymagało od wykonawcy sporo trudu.

Wspominał Pan również o intymności. Udało się ją osiągnąć? W dwumilionowej Warszawie?

Oczywiście! To akurat było dosyć proste. Wystarczyło w odpowiedni sposób rozplanować poszczególne pomieszczenia w budynku. Pomocne bywa również zastosowanie odpowiednich okien. Na przykład w łazience dobrze, aby były one wysokie ale wąskie. Zapewniają wówczas odpowiednią ilość światła, a jednocześnie chronią przed wścibstwem osób postronnych.

Skoro mówimy o oknach… Wiele osób w dalszym ciągu nieufnie patrzy na projekty z dużymi przeszkleniami. Najczęściej można usłyszeć opinie w stylu: rachunki za ogrzewanie będą kosmiczne!

Projektując dom zwracam zawsze uwagę na aspekt ekologiczny. Wystarczy budynek odpowiednio usytuować względem stron świata, a staje się on przez to bardziej energooszczędny. To swoista baza, na której można rozbudowywać układ funkcjonalny domu. Staram się na przykład, aby każda sypialnia otrzymywała jak największą porcję słonecznego światła.

Oczywiście nie zawsze można osiągnąć ideał, ale w przypadku, gdy pomieszczenia znajdują się od strony mniej oświetlonej staram się zwiększyć powierzchnię przeszkleń. Działka, na której stoi warszawski dom, jest usytuowana idealnie. Budynek należący do sąsiada oraz ściana oddzielająca znajdują się od północy.

To znacznie ułatwiło pracę. Bez problemu mogłem zapewnić odpowiednie przeszklenia w poszczególnych pomieszczeniach domu. Rozbudowane okna od strony południowej sprawiają, że w budynku jest dużo światła.

Jednocześnie pełnią one ważną funkcję związaną z energooszczędnością. Odpowiednio wykorzystana absorpcja energii słonecznej powoduje, że mniej pieniędzy trzeba wydawać na ogrzewanie.

Duża ilość przeszkleń sprawia, że dom w ciągu dnia niemal zawsze wypełniony jest naturalnym światłem

Budynek otoczony jest zielenią. To świadomy zabieg?

Wbrew pozorom roślinność otaczająca dom ma spory wpływ na jego klimat. Zarówno ten dosłowny oraz ten traktowany w sposób przenośny.

Nie chodzi mi wyłącznie o zewnętrzny wygląd budynku. To oczywiste, że bryła architektoniczna bardzo zyskuje na atrakcyjności, jeśli jest zatopiona w odpowiednio dobranej zieleni. To dlatego na budowie domu, o którym rozmawiamy, bardzo dbaliśmy o zachowanie istniejącej roślinności wysokiej. Trzeba było ją specjalnie chronić, gdyż wiele korzeni niebezpiecznie zbliżało się do fundamentów.

Na szczęście inwestor był człowiekiem świadomym i zadbał o to, aby uszkodzenia były jak najmniejsze. A wracając do klimatu domu... Wysoka zieleń od strony południowej, oprócz niewątpliwego waloru estetycznego, ma jeszcze znaczenie bardzo praktyczne. Jeśli jest to roślinność liściasta, to latem chroni wnętrze domu przed przegrzewaniem się, a zimą kiedy liście opadną, więcej światła dociera do pomieszczeń. Niby drobiazg, ale naprawdę warto o nim pamiętać.

Kim byli inwestorzy?

Młodzi ludzie – małżeństwo z pewnym stażem z odchowanymi dziećmi w wieku szkolnym. Struktura rodziny jest dla architekta informacją niezwykle ważną. Szczegóły mogą w znaczący sposób wpływać na proponowane rozwiązania. Warto też podkreślić, że w przypadku, o którym rozmawiamy, inwestor to człowiek świadomy różnych niuansów związanych z projektowaniem, a następnie wznoszeniem domu.

Zawodowo jest bowiem związany z szeroko pojętą branżą budowlaną. Nie był to również jego pierwszy dom. Jednym ze zgłaszanych oczekiwań była uniwersalność projektu. Z jednej strony miał on spełniać oczekiwania rodziny, a z drugiej miał mieć realną wartość rynkową w przyszłości.

To znaczy miał być dobrą lokatą kapitału – atrakcyjnym obiektem w razie sprzedaży. Moje zadanie polegało zatem na stworzeniu domu uniwersalnego. Oczekiwania inwestora nie były skierowane, jak w większości przypadków, tylko na własne potrzeby. On oczekiwał domu dla swojej rodziny, ale jednocześnie takiego, który byłby atrakcyjny również dla innych.

Stąd nacisk na to, aby bryła budynku była nowoczesna, z dużymi, jasnymi, wysokimi pomieszczeniami. Po pierwsze, taki właśnie rodzaj architektury inwestor preferuje. A po drugie, obiekt tego rodzaju staje się, w razie potrzeby, bardzo atrakcyjną pozycją na rynku nieruchomości. Udało mi się niemal od razu trafić w gust inwestora.

To oczywiście nie oznacza, iż nie było pewnych modyfikacji. Zawsze są. Ale w tym przypadku pojawiły się tylko drobiazgi typu korekta wielkości poszczególnych łazienek.

Zabierze pan czytelników Budujemy Dom na krótki wirtualny spacer po domu, o którym rozmawiamy?

Ważnym elementem projektu jest dwupoziomowa
przestrzeń

Zapraszam! Wejście do domu jest poprzedzone elementami roślinnymi. Ich zadaniem jest zmiękczenie przestrzeni i wprowadzenie charakteru półprywatnego. Chodzi o to, aby nie wchodziło się do domu prosto z ulicy. Odległość od płotu do drzwi budynku jest stosunkowo niewielka i elementy roślinne towarzyszące drodze wejściowej, często nawet w sposób czysto symboliczny oddzielają przestrzeń publiczną – ulicę – od prywatnej – domowej.

Niewielki podcień prowadzi do dużego przedsionka z garderobą. Przez ową sień wchodzi się we właściwą przestrzeń domu, która od razu jawi się nam jako przestrzeń dwupoziomowa. Ten kontrast jest bardzo ważny. Z przedsionka o standardowej wysokości trafiamy do wysokiego otwartego pomieszczenia. Ma ono w dodatku zróżnicowany poziom sufitu.

Funkcje podstawowe, jakie pojawiają się na parterze, a mianowicie: kuchnia, jadalnia, pokój dzienny, schody na piętro… wszystko to zgrupowane jest w jednej przestrzeni. A elementami pewnego wydzielenia jest wyłącznie wysokość. Niektóre fragmenty dolnej kondygnacji są bowiem jednopoziomowe, inne dwupoziomowe.

Na parterze zlokalizowany został również garaż. W stosunkowo gęstej zabudowie miejskiej nie jest to częste. Ze względu na ograniczoną ilość miejsca, garaże pojawiają się zwykle w kondygnacji podziemnej. Nie jest to wygodne rozwiązanie. Szczególnie w zimie. Garaż razem z pomieszczeniem technicznym i pralnią został oddzielony od pozostałej, reprezentacyjno-mieszkalnej części domu.

Na pierwszym piętrze układ pomieszczeń jest bardzo prosty. Usytuowane są tam wyłącznie sypialnie oraz dwie łazienki. Jedna z nich powiązana jest z pokojem rodziców, druga ogólnie dostępna dla pozostałych domowników. Do poszczególnych wnętrz wchodzi się z korytarzyka zlokalizowanego wokół dwupoziomowej przestrzeni nad salonem. To pokazuje, że jest ona jakby duszą – centrum budynku.

Wiele osób uważa, że zamówienie projektu indywidualnego jest ze strony inwestora aktem dużej odwagi.

Zgadzam się całkowicie z tym twierdzeniem! Natomiast decyzja o wykorzystaniu projektu katalogowego... Kto wie, czy nie wymaga odwagi jeszcze większej! Zacznijmy jednak od zamówienia indywidualnego. Kiedy zaczynam wyobrażać sobie, że role miałyby się odwrócić i to ja miałbym zamawiać u kogoś projekt...

Ważne są pierwsze dwa spotkania. Jeśli w ich trakcie nie poczujemy, że nadajemy z architektem na tych samych falach, to dajmy sobie spokój i poszukajmy kogoś innego.
Powiem bez kręcenia, miałbym duże opory. Dlaczego? Ano dlatego, że przecież inwestor nigdy do końca nie wie, z kim zaczyna swoją podróż ku wymarzonemu domowi. Myślę, że najważniejsze są pierwsze rozmowy. Powinny być szczere i dotykać możliwie wielu zagadnień. Tylko w ten sposób można zdobyć niezbędną wiedzę o oczekiwaniach zleceniodawcy, a z drugiej strony o możliwościach projektanta. W ten sposób rodzi się również to, co jest chyba jeszcze ważniejsze... zaufanie.

Jeśli klient nie potrafi do końca zaufać architektowi, to efekt prawie nigdy nie jest w pełni satysfakcjonujący. A jeżeli inwestor zaczyna przejmować inicjatywę i narzucać swoje rozwiązania, które stoją w opozycji do tego, co zostało zaprojektowane, to wynik bywa najczęściej mizerny! Zleceniodawca wydaje pieniądze na projekt indywidualny, który ma być przecież tylko dla niego, a potem niszczy cały efekt. Niszczy, bo wydaje mu się, że wie lepiej. Wszystko przez brak zaufania!

Odwaga jest zatem potrzebna, aby w pełni zaufać projektantowi i przełamać swoje obawy! Jeżeli miałbym pokusić się o jakąś radę dla inwestorów... Ważne są pierwsze dwa spotkania. Jeśli w ich trakcie nie poczujemy, że nadajemy z architektem na tych samych falach, to dajmy sobie spokój i poszukajmy kogoś innego. Tak będzie lepiej dla obu stron.

Proces projektowania, a następnie budowy nie może odbywać się bowiem w atmosferze nieustannego sprzeciwiania się projektantowi. Bez zdania się na umiejętności, wiedzę i talent architekta wszystko będzie szło jak po grudzie. Projektant musi czuć nie tylko swobodę, ale także wsparcie inwestora.

Klimat w niektórych urzędach przypomina nieco rzeczywistość wykreowaną w powieściach Franza Kafki.
Pierwsze rozmowy są zatem ważnym testem. To tak jak w życiu. Z niektórymi osobami rozmawia się nam dobrze i od razu czujemy do nich sympatię, a z innymi nie możemy się dogadać. Przyjęcie przeze mnie zlecenia na projekt indywidualny, nie oznacza, że ustalam z inwestorem jego oczekiwania, a po jakimś czasie wręczam mu gotowe rysunki, przyjmuję zapłatę i zapominamy o swoim istnieniu. Inwestor dostaje ode mnie wsparcie w całym procesie inwestycyjnym.

Wykonuję projekt, ale pomagam również pokonać meandry papierologii związanej z budową. A jest to sprawa niełatwa, szczególnie że klimat w niektórych urzędach przypomina nieco rzeczywistość wykreowaną w powieściach Franza Kafki. Pomagam również inwestorowi wybrać odpowiedniego wykonawcę, nadzoruję realizację...

Podsumowując, jeśli ktoś zleca wykonanie projektu indywidualnego, to powinien oczekiwać długofalowej współpracy, pomocy i doradztwa ze strony architekta.

A na czym polega w takim razie odwaga inwestorów decydujących się na projekt katalogowy?

Nie jestem przeciwnikiem takich projektów. One również wprowadzają ład w otaczającą nas przestrzeń. Ale trzeba pamiętać, że w takim przypadku kupujemy wyłącznie rysunek. A to zaledwie początek długiej i naprawdę niełatwej drogi! Wielu mieszkańców Zachodu, po odwiedzinach w naszym kraju stwierdza, że pod względem architektonicznym Polska jest brzydkim krajem…

Tylko niech mnie pan nie pyta, czy zgadzam się z tym twierdzeniem!

Każda krótka odpowiedź będzie uproszczeniem. A długa… Myślę, że znacznie przekraczałaby objętość tego wywiadu. Architektura w odróżnieniu od innych dziedzin sztuki... Bo nie należy zapominać, że poza wymiarami: technicznym, technologicznym i użytkowym jest to również aktywność twórcza. A zatem architektura pozostawia po sobie najwięcej. Są to zarówno rzeczy piękne oraz wspaniałe, jak i koszmarne oraz ponure.

Im więcej będzie tych pierwszych, tym otaczająca nas przestrzeń będzie miała charakter bardziej przyjazny człowiekowi, uporządkowany i estetyczny. Budynki stoją przez dziesiątki lat, czasami przez wieki. Dlatego każdy odpowiedzialny architekt ma zakodowane gdzieś z tyłu głowy, że nie można bezkarnie bawić się bryłą budowli. Nawet posunięcia awangardowe muszą być przemyślane, gdyż funkcjonują w przestrzeni wspólnej, publicznej.

W Niemczech nie do pomyślenia jest, aby dokonano odbioru nieotynkowanego budynku.
Dlatego również żaden prawdziwy architekt nie da przymusić się inwestorowi do wykonania planów obiektu, co do którego nie będzie miał przekonania. To dlatego tak ważna jest współpraca. Architektura ma walor edukacyjny. Mam przykłady klientów, którzy pojawili się u mnie po raz pierwszy z głębokim przekonaniem, że wiedzą czego chcą i potrzebują tylko człowieka z uprawnieniami, który im to wszystko rozrysuje.

A często były to pomysły... powiedzmy takie sobie. Dzisiaj są to ludzie, którzy dzięki naszej współpracy czują, o co chodzi w architekturze. Zaczynają rozumieć, że kształtowanie przestrzeni jest bardzo ważne. To co nas otacza wpływa przecież na jakość i komfort naszego życia. Ale estetyka otoczenia ma również wpływ na postrzeganie nas jako społeczeństwa przez inne nacje. W krajach Beneluksu oraz w Niemczech kultura budowania jest różna od naszej. Prawie nie występuje tam zjawisko podmieniania materiałów.

U nas panuje w tej dziedzinie spora nonszalancja wynikająca, między innymi, z niskich dochodów społeczeństwa… ale zapewne także z charakteru narodowego. I tak, jeśli nawet w projekcie jest dachówka w określonym kolorze, to wcale jeszcze nie oznacza, że inwestor ją położy. Na gotowym obiekcie może ją zastąpić blacha, gont bitumiczny albo w ogóle diabli wiedzą co i to w dodatku w zupełnie innym kolorze! Ponadto, jeśli mówimy o kulturze budowania… W Niemczech nie do pomyślenia jest, aby dokonano odbioru nieotynkowanego budynku.

A w Polsce jest to zjawisko nagminne. Powody są dokładnie takie same, jak te wymienione wcześniej. Jest jednak jeszcze jeden aspekt, o którym nie wspomniałem, a który decyduje o tym, jak odbierana jest przestrzeń architektoniczna naszego kraju. Miasta, miasteczka i wsie na Zachodzie wydają nam się ładniejsze również dlatego, że tam ogródki są zadbane, żywopłoty przycięte, a ogrodzenia estetyczne. Wokół posesji chodniki są proste, czyste i nie poprzerastane trawą.

A jak jest u nas? Mimo to uważam, że w Polsce, wbrew obiegowym opiniom, wszystko zmierza w dobrym kierunku. Mamy jednak sporo do nadrobienia, bo historia nie oszczędzała nas przez ostatnie dziesięciolecia… a właściwie stulecia.

Marek Żelkowski

Zdaniem naszych Czytelników

Gość apil

12 Jul 2012, 13:33

...witam bardzo interesujący temat, chciałbym się dowiedzieć czy wpływ obecnych trendów i sposobów nauczania projektowania na najmniejszym nawet poziomie nie odbija się niczym dzieło jakiegoś artysty przekazującego swoją wiedzę następcom. Oczywiście można założyć iż twórca ...

Wiecej na Forum BudujemyDom.pl

Dodaj komentarz

Skomentuj artykuł
time image
time image
Zobacz inne artykuły
Poradnik
Cenisz nasze porady? Możesz otrzymywać najnowsze w każdy czwartek!