(fot. Horn Distribution) |
trzyde
Zeszłoroczny artykuł zakończyliśmy akapitem zatytułowanym właśnie „nowe bodźce”, w którym zapowiadaliśmy zarówno możliwą zmianę proporcji ekranu, z aktualnie obowiązującej 16:9 na „prawdziwie kinową” 21:9, jak też perspektywę obrazu 3D. Po upływie roku nie widać żadnego rozwoju koncepcji 21:9, ale kto wie, czy nie nabierze ona impetu w przyszłości? Teraz wszyscy poważni producenci zajęci są technologią 3D, widząc w trzecim wymiarze najlepsze perspektywy głównie dla rynku telewizorów. Wyczerpują się już wcześniejsze „rezerwy”, zrealizowane zostały wyznaczone cele, które przez całą ostatnią dekadę silnie motywowały klientów do zakupu – powiększanie przekątnej, „spłaszczanie” telewizora, ustalanie wysokiej rozdzielczości i poprawianie innych parametrów obrazu. Posiadacze telewizorów grubości kilku centymetrów niełatwo dadzą się skusić na zakup rewelacji sezonu, która ma już tylko półtora centymetra, hasło 200 Hz też nie jest tak nośne, jak „full HD”…Dla wielu klientów wciąż atrakcyjną drogą rozwoju byłoby dalsze obniżanie cen telewizorów, dzięki czemu zniknęłyby ostatnie niedobitki CRT (kineskopowych), a posiadacze np. telewizorów LCD 37-calowych „przesiedliby się” na większe, ale dla producentów to kiepski biznes – w wyniku konkurencji, ceny zeszły do takiego poziomu, że wiele firm ledwo wiąże koniec z końcem, i jedynym wyjściem z tego impasu jest właśnie ucieczka do przodu, w trzeci wymiar. Nawet ci, którzy nie mają na to sił i ochoty, muszą przyłączyć się do wyścigu, bo poprzez pryzmat opanowania nowej, prestiżowej technologii będzie oceniana pozycja danej marki. To jednak dylematy producentów, a my mamy zająć się dylematami klienta…
Andrzej Kisiel
Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym „Wnętrza 2011”