Ideałem byłoby, jeszcze przed rozpoczęciem budowy, szczegółowe zaplanowanie całej instalacji elektrycznej – łącznie z rozmieszczeniem gniazdek i źródeł światła. W praktyce to zwykle nierealne. Musielibyśmy uwzględnić ustawienie i rozmiary wszystkich większych mebli i mieć naprawdę znakomitą wyobraźnię przestrzenną. Co więc zrobić? Musimy w pierwszym rzędzie określić:
- jakie urządzenia elektryczne będą w domu;
- jaka moc przyłączeniowa będzie potrzebna;
- czy będziemy korzystać z dwutaryfowego rozliczania za energię;
- gdzie znajdą się sprzęty, wymagające wydzielonych obwodów.
Trzeba to ustalić, bo później trudno będzie coś zmieniać – niezbędne jest nowe okablowanie, inny licznik, zmiana umowy z zakładem energetycznym. Żeby zachować pewną elastyczność, pole manewru, resztę instalacji dobrze jest zaplanować tak, żeby dało się ją łatwo rozbudować i coś do niej dodać. Nigdy nie wiadomo, co zmieni się w naszym domu na przestrzeni lat, czy nie zechcemy np. wprowadzić elementów automatyki. A dobrze przemyślana i wykonana instalacja posłuży bez istotnych zmian kilkadziesiąt lat. Dlatego powinniśmy trzymać się zasady planowania całości z pewnym zapasem. Lepiej wykonać więcej gniazd i punktów oświetleniowych niż nam się wydaje, oraz zostawić nieco wolnego miejsca w rozdzielnicy na dodatkowe moduły osprzętu. Urządzeń elektrycznych w naszym otoczeniu ciągle przybywa. Ponadto pomieszczenia w domu są zwykle większe niż w mieszkaniu i to, co wystarczało tam, w nowym domu zmusi nas do używania rozgałęziaczy i przedłużaczy.
Jarosław Antkiewicz
fot. OSPEL