Na początku Eugenia sprawiła, że dosłownie każdy skrawek nowo zakupionej działki był przydatny i służył konkretnemu celowi - użytkowemu, widokowemu, wypoczynkowemu. Tak praktycznego podejścia do ziemi nauczyła się w rodzinnych stronach, w podrzeszowskiej wsi, w której spędziła dzieciństwo. Później przez kilkadziesiąt lat mieszkała w centrum Warszawy, aż w końcu, tuż przed przejściem na emeryturę, wróciła na wieś, tyle że podwarszawską. Godne podziwu jest to, że od prawie trzydziestu lat odważnie przeobraża podmokłą łąkę w kolorowe miejsce do życia.
Najpierw i ładny, i praktyczny
W celu odwodnienia parceli (2000 m2), na jej wschodnim, bardziej mokrym krańcu zbudowała staw. Na suchszym, przeciwległym zaś parterowy drewniany dom. Oba obiekty doskonale wyposażyła.
Na wodzie skonstruowała, wspólnie z bratem (stolarzem), drewniany pomost zakończony okrągłą platformą z altaną. Przy czym budowla nie stała na palach, wbitych w dno akwenu. Oryginalnym rozwiązaniem było oparcie jej na dziewięciu plastikowych beczkach. Chociaż obecnie już nie ma stawu ani altany, to właścicielka miło je wspomina.
- Dla gości, bujająca się niczym statek na falach, altana była atrakcją. Przy małej ilości osób, stała dość stabilnie, prawie nie czuło się kołysania. Co innego, kiedy zbierała się większa gromadka. Musieliśmy odpowiednio wyważać jej ciężar i zawsze było przy tym dużo śmiechu. Realizacja okazała się łatwiejsza i tańsza w porównaniu z wykonaniem sztucznej wyspy, na niej altany i przeprawy. Bo i taką możliwość rozważałam. Na wodzie wypoczywałam przez kilkanaście lat, zdążyłam się tym nacieszyć. Potem przekazałam tę część posesji córce i zięciowi, postawili tam murowany dom. Mnie wystarcza 1000 m2 ziemi.
Jeżeli chodzi o niestandardowe wyposażenie jej własnego drewniaka, to przy południowej elewacji od razu zaplanowała ogród zimowy. Zależało jej bowiem na możliwości uprawiania egzotycznych roślin, zimowania niektórych z ogrodu (m.in. bugenwilli, cytrusów, fig), dogrzewania wnętrza w chłodne dni. Od strony wschodu i południa ulokowała zadaszony taras, który, podobnie jak oranżeria, od początku jest obszerną i funkcjonalną dodatkową przestrzenią wypoczynkową.
Dla ludzi praktycznych inne realizacje Eugenii też mogą być godne naśladowania.
W wolno stojącej wiacie gospodarczej, wydzieliła przestrzeń na samochód, drewutnię, składzik ogrodniczy, dodała jeszcze obszerną letnią kuchnię i piwniczkę ziemną. Nie jest dziełem przypadku, że warzywnik i jagodnik ulokowała blisko tych dwóch ostatnich. Jeszcze do niedawna uprawiała tam sposobem ekologicznym warzywa i owoce, obecnie tylko owoce.
Przestrzeń między stawem a domem pozostawiła otwartą i przeznaczyła na trawnik. Dzięki temu uzyskała efekt optycznego powiększenia ogrodu, natomiast wnuki miejsce do zabawy. Rabaty ozdobne założyła wzdłuż ogrodzenia, tarasu, wiaty. To się niedawno zmieniło. Kiedy plac zabaw stał się niepotrzebny, także w murawie wycięła mniejsze i większe "wyspy", przeznaczone do obsadzenia roślinami ozdobnymi.
Obecnie kwiaty w roli głównej
Zmiana charakteru nasadzeń to wynik upływu czasu. Eugenii brakuje już siły do samodzielnej obsługi użytkowych fragmentów ogrodu, takich jak warzywnik, dlatego zastąpiła je ozdobnymi. Z tym że wypełnia je teraz sadzonkami wytrzymałymi i łatwymi do pielęgnacji, m.in. trawami (miskantami, rozplenicami), jeżówkami, piwoniami, hortensjami bukietowymi.
Zwarte grupy roślin kwitnących nadal uprawia na grządkach urządzonych dookoła budynku mieszkalnego. Przy południowej ścianie oranżerii, wciąż świetnie rosną róże i zioła. Po przeciwległej stronie domu, w cieniu i kwaśnej glebie, krzewy hortensji ogrodowej. W porównaniu z nimi gorzej wypada minisad, który kiedyś założyła wzdłuż tylnej zachodniej ściany. Dom skutecznie ochraniał przed mroźnymi wiatrami ze wschodu porzeczki, agrest, róże na konfitury, jabłoń, gruszę, brzoskwinię, czereśnię i śliwę. Mimo to drzewa nie przetrwały do dzisiaj - zapadły na choroby grzybowe, rodziły mało owoców.
Właścicielka szczególnie dba o piękny wygląd szerokich klombów, ulokowanych wzdłuż tarasu (i zarazem elewacji frontowej) - z tej części ogrodu korzysta najczęściej. Postarała się, żeby już w lutym zaczynały tu kwitnąć na biało ciemierniki, potem na żółto, pomarańczowo, czerwono rośliny cebulowe (ranniki, krokusy, tulipany, cebulice itp.), na niebiesko szafirki i barwinki, na różowo azalie i różaneczniki. Kumulacja rozmaitych kwiatów i barw następuje w lipcu i sierpniu - wtedy pysznią się okazałe lilie, róże, floksy, dalie, cynie. Jesienią zaś zawilce japońskie, hibiskusy. W aranżacji dużą rolę odgrywają też rośliny balkonowe. Pod wysuniętym okapem dachu nad tarasem, Eugenia dawniej wieszała donice z pelargoniami, teraz są to sundaville z czerwonymi kwiatami i plektrantusy koleusowate (odstraszające komary).
Ciepłe energetyczne odcienie kwiatów, dominujące w strefie wejściowej i tarasowej, zrównoważyła odcieniami w zimnej gamie kolorystycznej - na rabacie położonej bliżej trawnika zastosowała głównie byliny z kwiatami fioletowymi, niebieskimi (lawendy, astry, rozwary wielkokwiatowe, werbeny patagońskie). Jednak i tutaj nie oparła się przemyceniu akcentów w jaskrawej kontrastującej żółci i pomarańczy - kwiaty rudbekii i lilii świetnie ożywiają podstawowy zestaw zieleni.
Nowe oblicze trawnika
Od kilku lat właścicielka pracuje nad uzyskaniem spektakularnego efektu kwietnego również na dotąd pustej murawie. Po podziale działki, kraniec swojej części zaznaczyła szerokim klombem z trawami ozdobnymi i okazale kwitnącymi bylinami - kompozycję lubi podziwiać z tarasu. Przebudowała nasłoneczniony placyk wypoczynkowy, który co roku dekoruje efektownymi krzewami bugenwilli i fuksji (sadzonki w donicach zimują w oranżerii). Nowością są liczne mini wysepki z pojedynczymi hortensjami bukietowymi, które sama rozmnożyła i formuje w drzewka. Elementy harmonijnie nawiązują do istniejącej długiej rabaty, urządzonej od strony południowej, na tle olszynowego lasku. Eugenia już na początku posadziła na niej krzewy iglaste (jałowce, świerki), liściaste (perukowce, żarnowce, tawuły itp.), z przodu długi pas roślin wrzosowatych (azalii, różaneczników, magnolii, pierisów), zaś pomiędzy nimi hortensje krzewiaste odmiany Annabelle. Kiedy na tych ostatnich pojawiają się ogromne kuliste kwiatostany, jest to jedyny moment dominacji odcieni zieleni i bieli.
- Powrót na wieś to najlepsze, co dla siebie zrobiłam - opowiada. - Chociaż obecnie muszę zmniejszyć intensywność pracy w ogrodzie - już zrezygnowałam z uprawy warzyw, rzadziej korzystam z letniej kuchni, w której latem często urządzałam przyjęcia z potrawami pieczonymi w piecu chlebowym lub na ogniu, np. cebulakami, drożdżowymi pierogami z serem i miętą - to wciąż nie potrafię zaprzestać sadzenia kwiatów. Ich żywa kolorystyka dodaje mi energii. Czerpię dużo przyjemności z ich pielęgnowania i obserwowania, wypoczynku blisko nich.
Koszty założenia i pielęgnacji ogrodu
Od 1997 r. właścicielka urządza ogród samodzielnie, albo z pomocą rodziny. Wykopanie stawu kosztowało 3000 zł; pływający pomost i altana 4000 zł; piec węglowy i piec chlebowy 2000 zł; piwniczka ziemna (tylko materiały) 3500 zł.
Rośliny zasila kompostem własnej produkcji i małą ilością nawozów mineralnych za 200 zł rocznie. Ochrona roślin środkami chemicznymi 100 zł. Sporadyczna pomoc ogrodnika 500-1000 zł.
Wrażenia z użytkowania ogrodu
- Wilgotna kwaśna gleba sprzyja uprawie hortensji. Rozmnażam je samodzielnie, głównie przez ukorzenianie pędów. Zbieram nasiona np. cynii, jeżówki, werbeny patagońskiej. Wysiewam je do doniczek (kiełkują w oranżerii) lub wprost do gruntu. To przynosi spore oszczędności.
- Chociaż rozluźniłam gliniasty grunt dowiezioną lekką ziemią (zamówiłam kilka wywrotek), niektóre byliny i cebulowe "wypadły", m.in. ostróżki, szachownica cesarska. Krok po kroku dopasowałam do rodzaju podłoża własny ulubiony zestaw roślin, w tym ostatnio wiele traw ozdobnych. Testuję, czy polską zimę przetrwa trawa pampasowa - niektóre sadzonki przechowuję w oranżerii, te posadzone w gruncie na zimę okrywam liśćmi i włókniną. Kopczykuję róże, hortensje ogrodowe (bez zimowej ochrony pozostawiam bukietowe i krzewiaste). Tulipany i inne cebulowe sadzę w dużych donicach, to chroni je przed gryzoniami.
- Do nawożenia bylin stosuję wieloskładnikowy nawóz mineralny. Dawkuję go z wyczuciem, nadmiar grozi przypaleniem roślin. Lepiej aplikować kilka mniejszych porcji, zamiast jednej dużej. Wytwarzam kompost na własne potrzeby.
- Polecam budowę letniej kuchni i piwniczki ziemnej. To znakomite zaplecze małych domów i dużych ogrodów. Piwniczkę ulokowałam poza obrębem letniej kuchni, pod nasypem ziemnym, zagłębiłam w podłożu do 165 cm. To moja spiżarnia, przechowalnia cebulek i kłączy roślin ozdobnych.
- Na początku dookoła murawy i stawu poprowadziłam ścieżki z drewnianego bruku. Zaimpregnowane kawałki okrąglaków z drewna sosnowego nie zdały egzaminu. Szybko spróchniały. Lepsze są wyroby z betonu, którymi wybrukowałam podjazd, wiatę, placyk wypoczynkowy, ścieżki.
Tekst i zdjęcia: Lilianna Jampolska
Dodaj komentarz