Poważnym utrudnieniem była konieczność dojazdów na działkę pod miastem (ponad 20 kilometrów), a jeszcze większym – samodzielne organizowanie budowy. Taki wariant nasza inwestorka musiała obrać po tym, kiedy ani jej samej, ani nawet agencji nieruchomości nie udała się sprzedaż mieszkania w centrum miasta, a właśnie z tego jedynego źródła planowała sfinansować budowę nowego domu dla siebie i dzieci. Zaciąganie długoterminowego kredytu hipotecznego nie wchodziło w grę, więc pani Renata obrała prostszą metodę. Mieszkając wygodnie w mieście, postanowiła budować dom z oszczędności i z bieżących dochodów, tak długo jak będzie to konieczne. Do skutku.
W efekcie, rozłożony na etapy proces budowy okazał się dla niej najkorzystniejszy, ponieważ jako laik w dziedzinie budowania potrzebowała czasu na zdobycie potrzebnych informacji (z czasopism branżowych, Internetu), omówienie ich ze specjalistami, no i wreszcie na podjęcie ostatecznej decyzji. Z uśmiechem przyznaje, że wielokrotnie korzystała z porad redakcji czasopism budowlanych, dzwoniąc z pytaniami podczas dyżurów redakcyjnych. Budując swój dom, realizowała znane powiedzenia „po nitce do kłębka” oraz „koniec języka za przewodnika”.
Lilianna Jampolska
Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym miesięcznika Budujemy Dom 3/2011