Dom murowany, parterowy z użytkowym poddaszem; dwuwarstwowe ściany z betonu komórkowego i styropianu o grubości 15 cm; dach pokryty dachówką cementową.
- Powierzchnia działki: 1000 m2.
- Powierzchnia użytkowa domu: 150 m2.
- Powierzchnia wolnostojącego garażu: 30 m2.
- Roczne koszty utrzymania budynku: 9700 zł.
Liczne walory tej okolicy (m.in. krajobrazowe, wypoczynkowe) są powszechnie znane i doceniane. Zamieszkanie w niej na stałe, albo chociażby w okresie letnim, jest marzeniem wielu inwestorów. Nic zatem dziwnego, że przed przejściem na emeryturę, Danuta i Czesław opuścili dla niej miejskie mieszkanie. Na odziedziczonej działce w 2012 roku postawili całoroczny dom według współczesnej murowanej technologii.
Dlaczego nie zamieszkali w tym zastanym, po rodzicach? Głównie dlatego, że jest mały (jego powierzchnia to zaledwie 30 m2), drewniany, wzniesiony ponad siedemdziesiąt lat temu. Uwzględnili też opinię inspektora budowlanego (sprowadziła go córka), który po audycie technicznym doradził zainwestowanie w nowy, współczesny obiekt, a nie w rozbudowę i modernizację starego "drewniaka".
Para wybrała technologię murów dwuwarstwowych, z użyciem bloczków z betonu komórkowego i styropianu, poza tym dostosowała (z architektami) układ pomieszczeń do potrzeb ludzi starszych. Zadbała, naturalnie, żeby z okien i podniesionego tarasu roztaczała się panorama na wodę i zieleń. Słowem - ma tu teraz cudowną "miejscówkę" do życia.
Parter dla seniorów
Właściciele zarezerwowali dla siebie przestrzeń na parterze, dla odwiedzających ich dzieci - poddasze.
- Zależało nam na takim układzie pomieszczeń, żebyśmy mogli ograniczyć do minimum chodzenie po schodach - opowiada Danuta. - Wybraliśmy gotowy projekt, który przekazaliśmy architektowi jako prototyp do dalszych ulepszeń, dopasowania do wielkości i stromego ukształtowania działki, bliskości domu po rodzicach. W budynku, od strony zalewu, zaprojektował zwartą połączoną przestrzeń wspólną, zaś w dalszej części dolnej kondygnacji - naszą sypialnię, łazienkę z wanną i prysznicem, klatkę schodową. Na poddaszu ulokował cztery sypialnie i identycznie wyposażoną łazienkę. To dlatego, że przez dwa lata mieszkał z nami syn z rodziną (wyprowadził się, kiedy postawił własny dom), odwiedza nas też córka.
Zgodnie z naszym życzeniem, bryła jest prosta, natomiast zgodnie z wytycznymi MPZP - przykryta dachem ukośnym (zaplanowaliśmy dwuspadowy, o nachyleniu 38°). Postaraliśmy się o zgodę na umieszczenie jej nieco wyżej, niż istniejący dom rodziców (w ten sposób wykorzystaliśmy nachylenie posesji w stronę zalewu). Pamiętam bowiem okresowe powodzie, w trakcie których woda opadowa i z zalewu wdzierała się na działkę, sięgała prawie do ścian drewniaka. Przy obecnym położeniu, powinno być bezpiecznie. Z uwagi na piękny widok, przy elewacji skierowanej w stronę wody (i wschodu) ulokowaliśmy taras. Jest podniesiony, o wymiarach 6 x 4 m, otoczony ażurową balustradą, przez którą widoczny jest krajobraz.
Priorytety - solidne materiały, doświadczeni fachowcy
Nie trudno się domyślić, że stojąc u progu emerytury, właściciele prowadzili budowę z ołówkiem w ręku i w taki sposób, żeby dom przetrwał lata, bez napraw, remontów. Do kolejnych robót zatrudnili poleconych lokalnych wykonawców. Na pierwszego z nich, odpowiedzialnego za realizację stanu surowego, czekali kilka miesięcy. Mając bowiem dużą ilość zamówień, wielokrotnie przekładał termin, ostatecznie roboty zaczął we wrześniu, zamiast w czerwcu. Kolejni specjaliści kontynuowali je aż do października następnego roku, pod nadzorem architekta oraz czujnymi oczami Czesława i Danuty (tymczasowo mieszkali w odnowionym domu po rodzicach).
Małżonkowie przeprowadzili się do nowego domu jesienią 2013 roku, po wykończeniu wnętrza na parterze, później wspólnie z synem urządzili poddasze.
- Wykorzystywaliśmy solidne, długowieczne materiały, żeby murowany dom był jeszcze bardziej trwały, niż ten drewniany, a my nie musielibyśmy w podeszłym wieku kłopotać się remontem - opowiada Czesław. - Zadbaliśmy też, naturalnie, o jego dobrą termoizolację. Mury z bloczków z betonu komórkowego ociepliliśmy białym styropianem o grubości 15 cm (tak doradzili fachowcy). Dach zaś, wykończony dachówką cementową, wełną mineralną (25 cm). Zamówiliśmy okna dobrej jakości (wybraliśmy te z ramami z sześciokomorowego PVC, trzy szyby ma przeszklenie tarasowe 180 x 220 cm, pozostałe mniejsze - dwie, typu termofloat). Córka podpowiedziała, żeby koniecznie wykonano "ciepły" montaż. Taki rzeczywiście zdaje egzamin, otwory okienne zostały szczelnie zamknięte, ciepło trzyma też parapet z grubego styropianu - co istotne, taka usługa kosztowała tylko 1000 zł więcej, niż montaż standardowy.
Ściany na zewnątrz wykończyliśmy tynkiem mineralnym, wnękę przy głównym wejściu betonową okładziną imitującą łupany granit (w tym miejscu ściany brudzą się najbardziej). Przegrody od wewnątrz - tynkiem cementowo-wapiennym (wolimy tradycyjny, nanoszony ręcznie, a nie gipsowy, maszynowy). Wszystko to razem sprawia, że w budynku jest ciepło, rocznie za gaz z sieci płacimy tylko 3600 zł. Jeżeli chodzi o estetykę, to najbardziej odpowiada nam połączenie klasycznych i współczesnych elementów wykończeniowych. Te pierwsze są bowiem sprawdzone, wywołują wrażenie przytulności i wykorzystania umiejętności dobrych rzemieślników. Nowoczesne zaś na ogół szybko się układa, ich obsługa i pielęgnacja jest łatwa. Tak jest na przykład z panelami podłogowymi, okładziną elewacyjną, wyrobami z betonu na tarasie i podjeździe.
Instalacje wygodne dla seniorów
Siedemdziesiąt lat temu, przy wyposażaniu drewnianego domu, rodzice nie mieli możliwości wykonania przyłączy do sieci gazowej, wodociągowej, kanalizacji zbiorczej (bo takie jeszcze nie istniały w tej okolicy). Co innego Danuta i Czesław - małżonkowie bez wahania skorzystali z nowoczesnej miejscowej infrastruktury, która powstała z biegiem czasu.
- Dom stoi w odległości 7 m od ulicy, w której biegną wszystkie sieci - mówią. - Dzięki temu przyłącza kosztowały niedużo, ogrzewanie wnętrza jest bezobsługowe, podobnie jak czerpanie wody z wodociągu i odprowadzanie ścieków do kanalizacji. Dla nas, seniorów, ma to duże znaczenie, bo opieka nad domem jest na miarę naszych sił, koszty jego utrzymania na miarę emeryckiego budżetu. W przypadku tych podstawowych instalacji, najwięcej kosztowało centralne ogrzewanie. Wydaliśmy na nie 30 000 zł, w tym ponad 6000 zł na kondensacyjny dwufunkcyjny kocioł gazowy (z przepływowym sposobem podgrzewania wody w zbiorniku o pojemności 54 l, taki zupełnie wystarcza).
Skoro zaplanowaliśmy energooszczędny kondensacyjny kocioł, to uwzględniliśmy też ułożenie podłogówki. Zajmuje ona około 40% powierzchni parteru, rozciąga się w kuchni, łazience, korytarzu, przedsionku. W reszcie pomieszczeń zastosowaliśmy grzejniki ścienne. W salonie (przy środkowej ścianie) - wkład kominkowy z narożną szybą. Ten ostatni okazał się hitem. Bardzo lubimy wypoczywać przy ogniu, bo z nim jest swojsko i przytulnie. Wyższość tego domu nad domkiem rodziców, który ogrzewaliśmy tylko kominkiem, polega właśnie na prozaicznym komforcie grzewczym - rano jest ciepło, bo działa kocioł gazowy, nie musimy rozpalać ognia, dygocąc z zimna. Jeszcze istotniejszą zaletą jest poczucie, że wszystko tu jest nowe, sprawne. W drewniaku (teraz korzystają z niego goście) nie mielibyśmy takiej pewności.
Ceny niektórych przyłączy, instalacji, urządzeń:
- Przyłącze gazu - 3000 zł.
- Instalacja c.o. - 30 000 zł.
- Kominek z obudową z trawertynu - 10 000 zł.
Koszty, i gdzie można zaoszczędzić na eksploatacji
Utrzymanie domu rocznie kosztuje 9700 zł.
Opłaty za gaz z sieci wynoszą 3600 zł (drewno do kominka jest własne); za zużycie energii elektrycznej 2600 zł; zużycie wody z wodociągu 600 zł i odprowadzanie ścieków do kanalizacji zbiorczej 720 zł; wywożenie śmieci 650 zł.
Inne opłaty: ubezpieczenie budynku 700 zł; podatek od nieruchomości 830 zł.
Trafne decyzje i rady właścicieli
- Danuta: Cieszę się, że siły i oszczędności wykorzystaliśmy do wzniesienia nowego domu, a nie rozbudowę tego po rodzicach. To była świetna decyzja, podparta opinią specjalisty, warto poprosić o audyt techniczny. W zupełnie nowym budynku mamy poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Sentyment sentymentem, lecz zwyciężył rozsądek - według opinii konsultanta, rozbudowa byłaby zbyt kosztowna. Projektując ten dom dziś, zaplanowałabym dwie osobne sypialnie na parterze. Wspólna nie jest wygodna, np. jedno z nas cierpi na bezsenność. Okno w kuchni przesunęłabym w miejsce, z którego widać wjazd i furtkę, a nie tylko ścianę drewniaka. Zlikwidowałabym wejście do salonu wprost z przedsionka (i korytarza), tu lepsza byłaby pełna ściana działowa, nie ażurowa. Jesteśmy pokoleniem, które ceni piwnicę. Szkoda, że takiej nie mamy, chociażby pod częścią parteru. Kotłownia i spiżarnia pękają w szwach, szczególnie w okolicy świąt. Taras wykończyliśmy jakiś czas po przeprowadzce. Jesteśmy zadowoleni z materiałów, wielkości, umeblowania, jednak nadal nie mamy zadaszenia. To wietrzne miejsce, parasol nie jest tu dobry. Rozważamy, czy markiza się dobrze sprawdzi.
- Czesław: W garażu wykonałem dwa podwieszane, przesuwane na górnych rolkach, wrota. Polecam takie, bo są wygodne i tańsze np. od segmentowych. Wejście na klatkę schodową na parterze zamknąłem drzwiami, żeby odseparować ogrzewaną dolną kondygnację, od nieogrzewanej górnej (tu zakręcamy termostaty na grzejnikach, kiedy nie ma gości). Warto postarać się o taką możliwość, uzyskujemy spore oszczędności w opłatach za gaz. Kolejne - dzięki paleniu w kominku. Uruchamiamy go niemal codziennie w zimie i okresach przejściowych, niekiedy na krótko. Chociaż ciepło rozprowadza się sposobem grawitacyjnym - skierowaliśmy je do naszej sypialni przez rurę w ścianie - to, po uchyleniu drzwi do innych pomieszczeń, ogrzanie parteru następuje szybko i na długo. Możliwe jest też podniesienie temperatury na poddaszu, jeżeli otworzy się drzwi do klatki schodowej. Wykorzystujemy tylko dobrze wysuszone drewno z drzew gatunków liściastych. W ogrodzie przygotowałem obszerną drewutnię. Układ wnętrza przygotowaliśmy w taki sposób, żeby móc odseparować obie kondygnacje i uzyskać osobne mieszkania dla dwóch rodzin, na poddasze doprowadziliśmy rurę z gazem (do ewentualnej kuchni).
Tekst i zdjęcia: Lilianna Jampolska
Dodaj komentarz